Kraśnicka prokuratura sprawdza, kto naprawdę jeździł na mecze piłkarskie za pieniądze Starostwa Powiatowego w Kraśniku.
Wczoraj o całym zamieszaniu napisała lubelska Gazeta Wyborcza. W grudniu ub. roku w kraśnickim starostwie przeprowadzano kontrolę wydatków z funduszu socjalnego. Uwagę kontrolerów zwróciły listy dotyczące wyjazdów pracowników urzędu i ich rodzin na mecze piłkarskie. - Zapytaliśmy o te wyjazdy wymienione na liście osoby. I wtedy okazało się, że większość z nich nie przypomina sobie, aby jeździła na jakiekolwiek mecze - mówi Jerzy Podgórski, sekretarz kraśnickiego starostwa.
Tymczasem z dokumentów jasno wynika, że w latach 2003-2005 ówczesny starosta, a dziś poseł PiS Jarosław Stawiarski wraz z czternastoma innymi osobami z urzędu (i ich rodzinami) jeździli do Chorzowa i Warszawy dopingować polskich piłkarzy. Z funduszu świadczeń socjalnych każdemu dopłacono po 100 zł. Obok starosty na trybunach miał zasiadać m.in. ówczesny sekretarz powiatu kraśnickiego Ireneusz Ofczarski i jego syn Paweł, a także radny powiatowy Tomasz Mularczyk.
Ofczarski twierdzi, że na żadne mecze nie wyjeżdżał. - Byłem zaskoczony, gdy zobaczyłem swoje nazwisko na liście. Wiem, że były organizowane wyjazdy na mecze, ale nie jestem kibicem tego sportu i nie interesowało mnie to - mówi Ireneusz Ofczarski.
Obecnością na liście zdumiony jest także T. Mularczyk. - Nigdy nie jeździłem na mecze. Zastanawia mnie, dlaczego ktoś lekką ręką wydał moje pieniądze z funduszu - nie kryje zaskoczenia Mularczyk, dziś płatny członek Zarządu Powiatu Kraśnickiego.
Jeśli wymienieni na pracownicy nie byli na meczach, to kto brał udział w wyjazdach? - Jestem fanem piłki i jeździłem na wiele meczów. Ale nigdy nie pozwoliłbym sobie na takie machlojki. Dziwi mnie postawa pana Ofczarskiego. Przecież to on był wtedy w starostwie sekretarzem. Przez niego przechodziły wszystkie dokumenty, on je akceptował - odpowiada J. Stawiarski.
Jednym z tych którzy jeździli był ówczesny wicestarosta Wiesław Marzec. - Owszem brałem udział w takich wyjazdach. Jeździli też dyrektorzy szkół, ale nigdy osoby nie związane z urzędem - podkreśla Marzec.