Z trzech mężczyzn aresztowanych pod zarzutem zamordowania Edwarda Z., dwóch jest już na wolności. Za kratkami został tylko Adam G.
Henryk L. i Henryk G. siedzieli w areszcie od stycznia tego roku. Kilka dni temu pojawili się w Leszkowicach.
- Wyniki ekspertyz nie potwierdziły, że brali udział w zabójstwie - mówi Bożena Mitura-Małek, zastępca prokuratora rejonowego w Lubartowie.
Prokuratura przed wypuszczeniem mężczyzn na wolność zmieniła im zarzut. Z udziału w zabójstwie na znacznie łagodniejszy. Teraz są podejrzani o niezawiadomienie organów ścigania o zbrodni.
Henryk L. jest właścicielem rozpadającego się domu, w którym w styczniu zamordowano Edwarda Z. Kryta strzechą chałupa była miejscem częstych spotkań miejscowych pijaczków. Pod koniec stycznia, oprócz Edwarda Z., piło tam jeszcze pięciu mężczyzn, m.in. bracia Henryk i Adam G. Popili tak mocno, że potem, podczas przesłuchań, nie potrafili powiedzieć, co właściwie zaszło podczas libacji.
- Wciąż nie znamy motywu. Nie wiemy, dlaczego Adam G. zaatakował Edwarda Z. - przyznaje prokurator Mitura.
Zabójca odciął ofierze głowę. Prawdopodobnie próbował poćwiartować zwłoki. Uczestnicy libacji opuszczali dom Henryka L. zostawiając zmasakrowane ciało. Gospodarz dopiero po kilku godzinach poszedł do sąsiada, któremu powiedział, że w jego domu jest trup.
W styczniu prokuratura postawiła zarzut zabójstwa trzem z pięciu uczestników libacji. Sąd doszedł do wniosku, że wszyscy mogli brać udział w zbrodni i przystał na ich aresztowanie. W lipcu do prokuratury nadeszły wyniki części ekspertyz śladów zebranych na miejscu zbrodni. Okazało się, że nie obciążają Henryka L. i Henryka G. Ich udział w sprawie nie jest jednak ostatecznie rozstrzygnięty. Śledczy czekają na wyniki kolejnych badań. I to od nich uzależniają dalsze kroki.