35-letni Artur Labudda postawił przed sobą cel: pokonać 4 tys. km, wzdłuż granic Polski na... quadzie. Wyprawa jest tym trudniejsza, że podróżnik jest niepełnosprawny. Od czwartku do niedzieli był na Lubelszczyźnie. Jechał m.in. przez Hrebenne, Dorohusk i Terespol.
– W jego wędrówce wzdłuż granic Polski towarzyszą mu strażnicy graniczni kolejnych placówek SG – mówi Dariusz Sienicki z Nadbużańskiego Oddziału Straży Granicznej. – Jak w sztafecie asekurują go od placówki do placówki i wspierają zwłaszcza w przypadkach problemów technicznych z jego quadem.
A te, niestety, się zdarzają. Podczas swojej wyprawy pan Artur miał nawet wypadek. Na szczęście, wyszedł z niego bez szwanku. Tylko quada trzeba było wymienić. – Już bałem się, że będę musiał przerwać podróż – mówi Artur Labudda. – Na szczęście, dostałem zastępczego quada i mogłem ruszyć w dalszą drogę.
Co zabiera się na wyprawę, gdy trzeba pokonać 4 tys. km? – Większość mojego bagażu to rzeczy związane z pojazdem: zapasowe zbiorniki na paliwo i podstawowe narzędzia do naprawy. Do tego łopata, lina, łom, bo nie wiadomo, co może się przytrafić – mówi podróżnik. – Ale mam też namiot, śpiwór, kuchenkę gazową i trochę ubrań.
Artur Labudda podkreśla, że podczas podróży spotyka się z życzliwością i gestami sympatii. Choć przyznaje, że przydarzyło mu się, że kierowca na żwirowej drodze zablokował go i zwrócił uwagę, że jego quad wznieca dużo kurzu.
– Powiedziałem mu wtedy, że na takiej drodze jego samochód też kurzy, a on mi na to, że mój quad bardziej. To było komiczne – opowiada. Dodaje też, że choć na swojej drodze spotykał różnych ludzi, to musi przyznać, że ci ze wschodu są bardziej otwarci i serdeczniejsi.
– Ta wyprawa to dla mnie wielkie przeżycie – mówi podróżnik. – Każdy dzień jest przygodą. Każdego dnia jestem w innym miejscu, poznaję innych ludzi. Widzę rzeczy, których istnienia nawet bym się nie domyślał.
Przywołuje przykład z Bieszczad. Mała cerkiewka z dala od ludzkich siedlisk. Otwarta przez całą dobę. Nikt jej nie pilnuje, a mimo to nikomu też nie przychodzi do głowy, aby coś stamtąd ukraść, choćby pieniądze z wystawionej skarbonki.
– To naprawdę piękne, że takie miejsca jeszcze są w naszym kraju i warto było się wybrać w tak daleką drogę, żeby je odkryć – mówi podróżnik.