Rada Miasta chciała decydować komu wolno nagrywać jej sesję, a komu nie. I uchwaliła regulamin,..
Spór o filmowanie obrad bełżyckich radnych toczy się od miesięcy. Sesje są nagrywane przez kamerę Urzędu Miasta. Radni uważają, że jedna kamera w zupełności wystarczy. Ale na sesje uparcie przychodzi jeszcze jeden kamerzysta - Marian Widelski, współpracownik Telewizji Trwam, brat jednego z radnych. Jego obecność najbardziej przeszkadza przewodniczącemu rady, Zbigniewowi Królowi. - My nie jesteśmy tu na planie filmowym. To jest ciężka praca - tłumaczył nam w sierpniu, zaraz po tym, jak zagroził Widelskiemu, że usunie go siłą. I dodawał, że nagrania Widelskiego mogą być wykorzystane "w różnych celach” przed wyborami.
28 listopada radni uchwalili regulamin Rady Miasta. I wpisali w dokument, że kamerzyści spoza urzędu, owszem, mogą filmować sesje, o ile wcześniej uzyskają zgodę rady i zajmą specjalnie wyznaczone dla nich miejsce. - Ale stamtąd widać połowę radnych. A gdy radny coś mówi, to chcę sfilmować jego twarz, a nie plecy - twierdzi Marian Widelski.
Na następnej sesji, 19 grudnia, Widelski znów zjawił się z kamerą. Przewodniczący Król wezwał policjantów, którym podsunął pod nos uchwalony niedawno regulamin. Mundurowi kazali kamerzyście wyłączyć sprzęt, ale ten powołał się w końcu na konstytucję, gwarantującą jawność działania władzy. Policjanci wyszli, Widelski został z kamerą, radni przegłosowali, że nagrywać mu nie wolno, a przewodniczący zarządził przerwę do czasu usunięcia sprzętu z sali obrad.
I konsekwentnie twierdził, że regulamin jest ważny.
Ale dni listopadowej uchwały są policzone. Jeszcze w tym tygodniu wojewoda lubelska ma unieważnić zapisy dotyczące nagrywania sesji. - Konstytucja gwarantuje możliwość rejestracji dźwięku i obrazu. I Rada Miasta nie jest upoważniona do tego, żeby sobie zastrzec prawo decydowania, kto może nagrywać jej sesję - mówi Cezary Widomski z Wydziału Nadzoru i Kontroli w Lubelskim Urzędzie Wojewódzkim.
To nie jedyny feler regulaminu. Radni wpisali w nim instrukcję, co mają robić, gdy jakaś uchwała uzyska tyle samo głosów "za”, co "przeciw”. Rada uznała, że w takich przypadkach głosowanie należy powtarzać do skutku. - To też jest niezgodne z prawem, bo ustawa mówi wyraźnie, że w takiej sytuacji uchwała po prostu nie zostaje podjęta - dodaje Widomski.
- Nie miałem jeszcze czasu, by zapoznać się z pismem z Urzędu Wojewódzkiego - stwierdza przewodniczący Król.