To obóz koncentracyjny dla zwierząt - mówi
o lubartowskim schronisku dla psów Iga Dżochowska z Towa-
rzystwa Opieki nad Zwierzętami. - Gdybym realizował wszystkie zgłoszenia, musiałbym znaleźć miejsce dla pięciu tysięcy psów
- odpowiada właściciel.
- Psy mieszkają stłoczone po kilkanaście w jednej klatce - mówi Dżochowska. - A powinny być najwyżej trzy. Mają pchły i robaki. Brakuje im wybiegu. To warunki XIX-wieczne, obóz koncentracyjny dla zwierząt.
Wejścia do schroniska broni groźna czarna suka na łańcuchu. Psy na widok obcych ludzi zaczynają szaleć, gryzą się wzajemnie. Uspakajają się, gdy pojawia się właściciel.
- Mam tutaj 180 psów - przyznaje Adam Szumiło, pokazując poodgradzane boksy. - Nie mają tłoku. Gdybym realizował wszystkie zgłoszenia, musiałbym znaleźć miejsce dla pięciu tysięcy psów. To niemożliwe, bo na schronisko dostałem tylko taki teren od miasta. Niebawem rozszerzę je o wybieg. Interweniuję tylko w najgroźniejszych przypadkach, wtedy gdy psy atakują ludzi i zagryzają inne zwierzęta.
Według Szumiły właśnie teraz, w lecie, wiele osób przed wyjazdami wakacyjnymi wyrzuca psy z domów. Potem ogłupiałe zwierzęta błąkają się, próbując przeżyć. Zbijają się w stada i wtedy stają się naprawdę groźne. Na prawej ręce właściciela schroniska widnieją 73 szwy. To pamiątka po ataku jednego z nich.
- Miłośnicy zwierząt chcą u nas warunków takich jak w Unii Europejskiej - mówi Szumiło. - Zapominają jednak o drugiej stronie medalu. Tam pies ma dwa tygodnie życia, jeśli się po niego nikt nie zgłosi. W USA tylko trzy dni, bo zbyt drogo kosztuje jego utrzymanie. Tu mieszkają nawet po trzy lata. Czekają na swoją szansę.
Jak twierdzi właściciel, w schronisku nie usypia się psów, chyba że są chore lub groźne dla otoczenia. Wtedy taką decyzję podejmuje lekarz weterynarii.
- Jeśli ktoś chce psa, oddaję bezpłatnie - zachęca. - Psy są badane i szczepione. Dwa razy w miesiącu są pozbawiane pcheł. Małe szczenięta odrobaczamy.
Gmina płaci właścicielowi schroniska 2,5 tys. zł na miesiąc za wyłapywanie bezpańskich psów na jej terenie.
- Przekazaliśmy taki teren, jaki mogliśmy - tłumaczy Jerzy Zwoliński, burmistrz Lubartowa. - Choć warunki panujące w schronisku to problem właściciela, jednak obiecuję, że zbadamy tę sprawę. •