Myśliwi zastrzelili we wsi pięć psów. Według świadków - niemal pod oknami domów. Sprawę bada policja, obrońcy zwierząt grożą strzelcom sądem. Okręgowe władze łowieckie nie mają sobie nic do zarzucenia.
Po śmierci męża kobieta mieszkała sama z czarnymi kundelkami. - Nie miałam nikogo innego, rozmawiałam z nimi, a teraz zostałam sama - szlocha pani Krystyna.
Zofia Łyczko straciła Reksia. - Mój pięcioletni wnuczek płacze, ja też płaczę. Reksio nikomu nigdy nie zrobił krzywdy. W środę wyskoczył za ogrodzenie, do suczki. Już nie wrócił do domu - opowiada pani Zofia.
W sumie w Majdanku zginęło pięć psów. Wszystkie miały właścicieli. Dlaczego myśliwi je zabili? - To był ich obowiązek - twierdzi Dominik Wojtuch, zamojski łowczy okręgowy.
Według niego na Zamojszczyźnie żyje około 2 tys. bezpańskich psów, które atakują drobną zwierzynę. Myśliwi z Koła Łowieckiego nr 71 "Cyranka” w Tomaszowie Lubelskim - jak informuje łowczy - zajmowali się w środę w okolicach Majdanu Górnego, Sabaudii i Majdanka dokarmianiem dzikich zwierząt i zdejmowaniem wnyków, zastawionych przez kłusowników. - W wąwozach znaleźli rozdarte sarny - kontynuuje nasz rozmówca. - Gospodarskie psy powinny być trzymane na łańcuchu albo za ogrodzeniem. Te biegały samopas. Gdyby były z właścicielami, nikt by do nich nie strzelał.
Myśliwi utrzymują, że psy znajdowały się w odległości ok. 300 metrów od zabudowań, ale świadkowie mówią, że do strzelaniny doszło niemal pod ich oknami. - Mamy świadków - zapewnia Krystyna Herda.
Jaka jest prawda? Wezwani na miejsce policjanci znaleźli trzy martwe czworonogi. - Jeden leżał przy płocie, a dwa w odległości ok. 50 m od zabudowań - mówi Marek Czerenko, rzecznik tomaszowskiej policji.
Gdzie się podziały dwa zabite psy? Prawdopodobnie zabrali je myśliwi. Tomaszowska policja sprawdza, czy nie złamali przepisów Ustawy o ochronie zwierząt, a więc czy zasadnie i z zachowaniem wszystkich środków bezpieczeństwa użyli broni.