Nie pomogli policjanci, ani negocjatorzy. Mężczyzna wyszedł z zabarykadowanego domu dopiero, gdy na miejsce przyjechała... telewizja.
Funkcjonariuszom otworzyła konkubina poszukiwanego. Upierała się jednak, że poszukiwanego mężczyzny nie ma w domu. W tym momencie z jednego z pomieszczeń wybiegł Jacek T. Miał siekierę i nóż. Obrzucił policjantów słoikami.
Nie reagował na jakiekolwiek polecenia. Próbował uciekać do znajdującej się na podwórku piwnicy. Gdy jeden z mundurowych chciał go zatrzymać, furiat zamachnął się na niego siekierą. Wtedy funkcjonariusz strzelił ostrzegawczo w powietrze.
- Było bardzo wcześnie, ale już nie spałam - relacjonuje starsza kobieta z sąsiedztwa. - Wystraszyłam się, gdy usłyszałam huk wystrzału.
Mężczyzna - wciąż wymachując siekierą - wycofał się do domu. Zabarykadował się w środku wraz ze swoją konkubiną oraz jej dziećmi. Zagroził, że jeśli funkcjonariusze się nie wycofają, wszystkich zabije.
Na miejsce przyjechali policyjni negocjatorzy. Ale trwające kilka godzin rozmowy nic nie dały. Pomogli dopiero... reporterzy z lubelskiej telewizji.
- Zabarykadowany w domu mężczyzna sam tam zadzwonił - przyznaje Magdalena Jędrejek z Komendy Miejskiej Policji w Lublinie. Gdy ekipa Panoramy Lubelskiej przyjechała na miejsce bez żadnych problemów wpuścił ich do domu.
Ustaliliśmy, że mężczyzna przed kamerą żalił się na sposób zatrzymania przez policję. Cały czas jednak nie rozstawał się z siekierą. Dopiero kiedy się wygadał, spokojnie wyszedł na zewnątrz i oddał się w ręce policjantów.
Jacek T. został przewieziony na przesłuchanie do Lublina. Za kratkami spędzi cztery miesiące, które pozostały mu z poprzedniego wyroku. Ale na tym może się nie skończyć, bo będzie odpowiadał przed sądem również za czynną napaść na policjantów.