Skarbnik gminy Janowiec uczestniczyła w obradach rady pedagogicznej miejscowego Zespołu Szkół, choć nauczyciele byli temu przeciwni. – To jawne łamanie prawa – uważa Leszek Bińczak, były dyrektor szkoły, powołując się na ustawę oświatową.
– Byłem gościem, nie brałem udziału w pracach gremium, a jedynie je obserwowałem. Miałem do tego prawo, bo dostałem zgodę p.o. dyrektor i nauczycieli – tłumaczy Bińczak.
Takiej zgody nie dostała za to Zofia Cieloch, skarbnik gminy Janowiec, która też przyszła na radę. Kiedy o nią poprosiła sala buchnęła śmiechem. Urzędniczka wyszła za drzwi, ale po chwili pojawiła się na zebraniu i przez cały czas przysłuchiwała się obradom tłumacząc, że może to robić, jako przedstawiciel organu prowadzącego.
– To jawne łamanie prawa – uważa Bińczak. – Proszę spojrzeć w ustawę o systemie oświaty. Jest tam wyraźnie napisane kto i na jakich zasadach może brać udział w posiedzeniach rady pedagogicznej. Zgodnie z tym na sali nie powinno być nikogo oprócz dyrekcji, nauczycieli oraz ewentualnych zaproszonych gości.
Były dyrektor, który po zwolnieniu z funkcji jest w sporze z władzami gminy, podkreśla też, że uczestnicząc w radzie skarbnik usłyszała o sprawach, o których nie powinna wiedzieć.
– Były tam przecież podejmowane decyzje personalne, m.in. dotyczące promocji do następnej klasy uczniów mających jedynkę z jakiegoś przedmiotu – wyjaśnia Bińczak.
Co na to skarbnik Janowca? – Rada pedagogiczna nie jest żadnym gremium zamkniętym, na którym musi być zachowana tajność – uważa Zofia Cieloch.
– Pan Bińczak nie jest tu żadnym autorytetem w tej sprawie, ani też ustawodawcą. Równie dobrze mogę zapytać też jego, co tam robił i co wniósł do dyskusji. Przecież jest tylko byłym pracownikiem szkoły. A ja wiem, jakie mam prawa, jako przedstawiciel organu prowadzącego placówkę oświatową – dodaje Cieloch.
Dyrektor kontra wójt. Nie widać końca sporu
Miał też nadużywać alkoholu, a na spotkaniach towarzyskich lżyć swoich współpracowników, a kobietom składać propozycje seksualne. Ten ripostował, że powód zwolnienia był zupełnie inny – miała to być kara za to, że nie chciał zatrudnić w szkole rodziny jednego z radnych.
Sytuacja zrobiła się kuriozalna, gdy zarządzenie wójta o zwolnieniu Bińczaka uchylił wojewoda lubelski, a w międzyczasie dokument ten wycofał... sam wójt.
– Szkołą zarządza pani wicedyrektor, której dałem pełnomocnictwo do końca 2013 roku – tłumaczy Tadeusz Kocoń. – Rzeczywiście cofnąłem zarządzenie o zwolnieniu pana Bińczaka, ale jednocześnie wypowiedziałem dyrektorowi umowę o pracę. Wojewoda nie jest władny tego zmienić. Pan Bińczak nie jest już pracownikiem szkoły.
13 września w puławskim sądzie pracy odbędzie się pierwsza rozprawa, na której Bińczak będzie domagał się od wójta przywrócenia do pracy i wypłaty wynagrodzenia za okres zwolnienia. Z kolei na 22 września wyznaczono termin referendum w sprawie odwołania wójta Koconia ze stanowiska.