Co mieszkańcy Nielisza mają z potężnego zbiornika? Ryby. I tylko tyle. A marzyli,
że zarobią na ściągających nad wielką wodę turystach
Mieszkańcy Nielisza od początku budowy zalewu wiązali z nim wielkie nadzieje. Działki na brzegach zbiornika szły jak woda, a wille i domki letniskowe powstawały na nich jak grzyby po deszczu. Ludzie, którzy jeszcze niedawno wierzyli, że zarobią na turystach, zaczynają w to mocno wątpić. Potencjalni inwestorzy omijają Nielisz. Trudno się zresztą dziwić, skoro końca budowy nie widać, a plan zagospodarowania jego otoczenia ma być gotowy dopiero w lipcu. Niewiele pomaga fakt, że gmina przewiduje w nim m.in. pole golfowe na terenie 5 ha lasu i to, że mówi się o torze regatowym.
– Jak pamiętam, zalew jest w budowie od zawsze – przyznaje Stanisław Trąba, wójt gminy Nielisz. Nie ukrywa, że pożytku z wielkiej wody nie będzie, dopóki nie znikną tablice: „Zbiornik w budowie” czy „Zakaz wstępu na teren budowy”.
Kiedy budowa zalewu ruszała w latach 70., była oczkiem w głowie władz województwa zamojskiego, później stałą się inwestycją centralną, a od siedmiu lat prowadzi ją Wojewódzki Zarząd Melioracji i Urządzeń Wodnych w Lublinie. – Do zakończenia inwestycji brakuje nam ok. 3 mln zł – tłumaczy Leszek Boguta, dyrektor lubelskiego WZMiUW.
Tymczasem na wszystkie tegoroczne inwestycje dostał 1 mln 350 tys. zł. Ma to wystarczyć i na Nielisz, i na obwałowania przeciwpowodziowe na Wiśle, i odtworzenie koryt kilku rzek.
Nie bez znaczenia jest fakt, że zanim zobaczymy w Nieliszu lustro wody o powierzchni prawie 1000 hektarów, WZMiUW musi dokończyć budowę służbowej willi przy zaporze, zrobić przy niej parking, oczyszczalnię, ogrodzenie i zaplecze magazynowe. Na to głównie potrzebne są pieniądze. Sam zbiornik wymaga tylko drobnych poprawek w umocnieniach brzegów. Zniszczyły się ze starości.
Boguta twierdzi jednak, że gdyby były pieniądze, już w połowie przyszłego roku zalew zostałby oddany do eksploatacji.
– Nie ma mowy. Chodzi o względy technologiczne – rozwiewa wszelkie wątpliwości Waldemar Gorczyca, szef zamojskiego oddziału WZMiUW. Jego zdaniem, hydrobudowy tej wielkości trwają zwykle minimum 20 lat.