Światowa Organizacja Handlu (WTO) nakazała Unii Europejskiej dopuszczenie na swój teren upraw roślin i hodowli zwierząt mutowanych genetycznie (GMO). Tymczasem wiele regionów UE, w tym Lubelszczyzna, ogłosiło, że chcą być wolne od roślinnych i zwierzęcych mutantów.
Rolników wspierają ekologowie. – Nas, oraz międzynarodowych organizacji ekologicznych, nie trzeba nawet prosić – zapewnia Justyna Choroś z Towarzystwa dla Natury i Człowieka w Lublinie.
Greenpeace, które od lat walczy z GMO, potępia werdykt WTO. – To desperackie wysiłki administracji amerykańskiej i koncernów biotechnologicznych, by wykorzystać WTO jako instrument do siłowego wprowadzenia roślin i zwierząt mutowanych genetycznie na europejskie stoły i pola – grzmi Daniel Mittler z Greenpeace International.
– WTO jest od zajmowania się sprawami handlu, a nie nauką, czyli organizmami mutowanymi – dodaje Maciej Muskat, koordynator akcji polskiej organizacji Greenpeace dla ochrony przed GMO. – Poza tym werdykt WTO nie jest dla Europy ani Polski wiążący. Możemy go co najwyżej przyjąć do wiadomości.
Organizmy zmutowane genetycznie mają w sobie geny innych gatunków, zapewniające określone cechy. Np. kukurydza lepiej plonuje i jest odporna na wiele groźnych chorób i szkodników. Skąd więc te obawy? – Istnieje zagrożenie, że np. gen odporności na herbicydy przeniesie się na chwasty, które przestaną się bać środków ochrony – mówi prof. Wanda Kociuba z Instytutu Genetyki i Hodowli Roślin Akademii Rolniczej w Lublinie. – Są też obawy,
że żywność produkowana z roślin z mutowanych może wpłynąć na nasze geny.