Elżbieta i Józef Wojtowiczowie wraz z pięciorgiem dzieci stracili cały dobytek. Dzięki pomocy sąsiadów i władz gminy powoli stają na nogi.
Przypomnijmy. Rodzina Wójtowiczów w czerwcu straciła dom. Spalił się w wyniku zwarcia instalacji elektrycznej. Wraz z piątką dzieci zostali bez niczego, ogień strawił dobytek ich całego życia. Wójtowiczowie nie mieli oszczędności, a budynek nie był ubezpieczony. Pan Józef pracuje w Kraśniku w prywatnej firmie. Zarabia zaledwie kilkaset złotych, co ledwo wystarcza na utrzymanie żony i dzieci. Najmłodszy Kamil ma 4 lata, a najstarsza córka poszła właśnie do szkoły średniej.
Na szczęście, są jeszcze ludzie, którzy bezinteresownie przyszli im z pomocą. W całej gminie uzbierano ponad 30 tys. złotych. Mieszkańcy wpłacali je na specjalnie założone konto, a ich wydawaniem zajął się wójt. Niedługo wprowadzą się do nowego domu. Dziś budynek ma być przykrywany blachodachówką.
- Dzięki ludziom o wielkich sercach znowu będziemy mieć własny kąt - mówi ze łzami w oczach Józef Wójtowicz. - Brat wraz z kilkoma kolegami murarzami wzięli urlopy bezpłatne i stawiali nam dom, a wójt jeździł i załatwiał nam materiały. Gdyby nie ich pomoc, to pozostałoby nam tylko usiąść i płakać.
- Musieliśmy im pomóc. Sam byłem ogromnie zaskoczony, że ludzie zareagowali tak pozytywnie. Tam gdzie pojechałem, prawie każdy dawał mi coś za darmo albo za pół ceny - opowiada Andrzej Łysakowski, wójt gminy Wilkołaz. Dzięki jego staraniom, udało się załatwić wylanie fundamentów za 4 tys. zł oraz postawić konstrukcję budynku za 12 ty. zł.