Kiedyś chłopi szli siedzieć za to, że nie odstawiali mleka. Dziś pójdą z torbami, bo są dobrymi producentami – zżyma się Piotr Ziętek z Marysia pod Lublinem. Za nadprodukcję musiał już zapłacić unii 3 tys. zł. Ale to jedynie zaliczka. Właściwa kara zostanie naliczona po 1 kwietnia. I będzie wielokrotnie wyższa.
W Okręgowej Spółdzielni Mleczarskiej w Piaskach już 260 dostawców zakwalifikowano do ukarania. – Pobraliśmy od nich prawie 70 tys. zł zaliczki. A to dopiero początek. Szykuje się prawdziwy dramat – ocenia Kazimierz Berecki, kierownik mleczarni.
Rolnicy, żeby uniknąć kary, karmią mlekiem zwierzęta. O tym, że nadwyżkę wylewają do rowów, nie chcą głośno mówić. Bo marnowanie mleka to przecież grzech.
Agencja Rynku Rolnego szacuje, że za przekroczenie limitów wywędruje z Polski do Europejskiego Funduszu Orientacji i Gwarancji Rolnej niemal pół miliarda złotych. Samych zaliczek pobrano już 50 mln zł. – Ale ile przypadnie na jednego producenta, tego nie możemy ujawnić – uchyla się od odpowiedzi Radosław Iwański, rzecznik ARR w Warszawie.
– Czesi jakoś potrafili to obliczyć, a u nas bezpieczniej przemilczeć tę niewygodną sprawę – ripostuje Marek Murawski z Krajowego Związku Spółdzielni Mleczarskich.
Jeszcze kilka miesięcy temu mówiło się o ostatecznej karze 30,91 euro za 100 litrów mleka, czyli ok. 1,20 zł za 1 litr ponad limit. Iwański zapewnia, że opłaty będą nieco niższe. Ale też na pewno przekroczą 20-groszową zaliczkę. Murawski uważa, że najbardziej ucierpią ci, którzy pobrali kredyty, żeby więcej produkować. Teraz mogą stanąć w obliczu bankructwa.
W bardzo trudnej sytuacji znajdą się też mleczarnie. Do końca sierpnia muszą odprowadzić do agencji opłatę za wszystkich rolników. A dopiero potem ściągną od nich pieniądze. – Z partnerów staniemy się egzekutorami – załamuje ręce kierownik Berecki.
Politycy zapewniają, że chcą pomóc rolnikom, ale efektów ich działań nie widać. – Zwróciliśmy się do premiera, aby wystąpił do Komisji Europejskiej o zwiększenie limitów i anulowanie kar – mówi Stanisław Żmijan, poseł PO z Chełma i członek sejmowej Komisji Rolnictwa. – Co, jeśli nasz wniosek nie zostanie uwzględniony? Nie wiem. To dramatyczna sytuacja.
– To wszystko za późno. Dramat zaczął się już wiele miesięcy temu, kiedy kończyły się limity – kwituje Murawski. – Dzisiaj to płacz nad rozlanym mlekiem.