Rząd wymyślił, samorządy mają realizować, a bezrobotni pracować. Samorządy narzekają i tylko nieliczne gminy chcą eksperymentować z organizacją zajęć dla bezrobotnych.
– To ciekawe, że tylko my, w całym powiecie, na to się zdecydowaliśmy. Na terenie gminy jest bardzo dużo zajęć i mamy dużo możliwości, by zatrudnić ludzi na przykład przy porządkowaniu. Zorganizowaliśmy już dwa spotkania informacyjne, na które przyszło wielu chętnych. Dlaczego mamy nie spróbować. Myślę, że około 40 osób znajdzie jakieś zatrudnienie – mówi Jan Woźniak, wójt Urzędowa, który wynagrodzenie, jakie dostaną osoby biorące udział w tym programie określił mianem „kieszonkowego”. – Kieszonkowego, które pojawia się, kiedy coś się zrobi dla gminy.
Jednak takiego entuzjazmu w innych gminach nie ma.
– Ustawa jest trochę niedopracowana. Ona ma raczej na celu likwidowanie szarej strefy, a nie pomaganie bezrobotnemu. Skoro przepisy określają zatrudnienie na 10 godzin tygodniowo i stawkę minimalną 6 złotych za godzinę, to wychodzi raptem kwota 240 zł miesięcznie. To żadna pomoc – uważa Jan Filipczak, wójt Gościeradowa. – Na dodatek, jest tam sporo dziwnych zapisów, chociażby taki, że bezrobotny powinien pracować w miejscu swojego zamieszkania, a jak gmina nie będzie miała dokładnie tam dla niego zajęcia, to co? – ma wątpliwości wójt.
Lista spornych kwestii, które powstrzymują gminy przed przystąpieniem do programu jest spora: finansowanie badań lekarskich, kupno odzieży ochronnej oraz to, że bezrobotni nie mogą społecznie użytecznie pracować w firmach i przedsiębiorstwach generujących dochód. Wyklucza to więc wszystkie zakłady gospodarki komunalnej, a tam jest właśnie najwięcej do zrobienia.
– Już z ministerstwa idzie do nas pula pieniędzy do podziału. Trzeba będzie zwołać Powiatową Radę Zatrudnienia, żeby to zrobić. My też pytaliśmy w ministerstwie o kilka rzeczy, ale jeszcze odpowiedzi do nas nie dotarły. Liczę, że przed podpisaniem umów wszystko się wyjaśni i wtedy gminy się zdecydują – podkreśla Andrzej Tybulczuk, zastępca dyrektora PUP w Kraśniku.
– Obawiam się, że niewiele osób będzie chciało się zatrudnić w ten sposób. Wielu teoretycznie bezrobotnych w praktyce pracuje za granicą lub w większych miastach na czarno. Na miejscu korzystają jedynie z pomocy opieki społecznej. Jeżeli będą musieli pracować za takie małe pieniądze na miejscu, to po prostu zrezygnują z opieki – dodaje Jan Filipczak.
Ale jednocześnie zapewnia, że na próbę w Gościeradowie zdecydują się na zatrudnienie dziesięciu osób w ramach tego programu.