Lubelska kasa chorych dostała w tym roku o 37 milionów mniej niż w ubiegłym. Dlaczego? Bo urzędnicy zgubili w kartotekach tysiące ubezpieczonych, od których naliczane jest wyrównanie.
Wiele zależy od liczby ubezpieczonych w danej kasie. Im jest ich więcej, tym większe wyrównanie. - Średnia roczna składka naszego ubezpieczonego to 600 zł, w mazowieckiej 800 zł. Trzeba wyrównać dysproporcję - mówi Andrzej Kowalik, dyrektor Departamentu Finansowego w LRKCh.
Ważnym elementem w naliczaniu wyrównania są osoby powyżej 60. roku życia. Uznano, że częściej chorują i koszty opieki medycznej nad nimi rosną. W naszym regionie 380 tys. osób przekroczyło sześćdziesiątkę. W porównaniu z innymi regionami to duża liczba - i duże wydatki, w udźwignięciu których inne kasy muszą nam pomóc.
W ubiegłym roku z funduszu wyrównawczego lubelska kasa chorych dostała 172 mln zł, w tym - 135 mln zł. Mniejszy o 37 mln fundusz wyrównawczy oznacza zaciskanie pasa także w szpitalach i przychodniach. Za pieniądze te można by wykupić roczne usługi w szpitalu klinicznym lub w 2-3 powiatowych.
Ale ma być lepiej. UNUZ ustalił, że w przyszłym roku dostaniemy 227 mln wyrównania. Przyrost stąd, że urzędnicy porządkują bałagan w papierach. - W porozumieniu z ZUS i KRUS naliczyliśmy o 25 tys. więcej ubezpieczonych, dzięki którym dostaniemy większe wyrównanie - mówi dyr. Kowalik.