Rozmowa z Janem Sergielem, hejnalistą z Krakowa, który grał wczoraj na XII Ogólnopolskim Przeglądzie Hejnałów Miejskich w Lublinie
- Tak, jak w Krakowie. Tu jest fajna atmosfera. Są koledzy z innych miast. Pogoda też dopisała.
• To chyba nudna praca?
- Można ją porównać do pracy latarnika. Tu co godzina trzeba zagrać hejnał, niezależnie od pory dnia i pogody.
• Ile czasu spędza pan w pracy?
- Służba trwa 24 godziny. Przez ten czas gram 96 razy.
• Nie wierzę. Cała doba grania?
- Tak. A potem 48 godzin wolnego. Chociaż nie zawsze. Teraz jestem w delegacji. Jutro w drodze powrotnej. A w czwartek cała doba grania.
• I nie nudzi się to panu?
- Do tego trzeba się przyzwyczaić, polubić to. Ta praca mogłaby się znudzić, gdyby się jej nie lubiło.
• Ile lat pan gra?
- Dziewiąty rok już się zaczął.
• Za każdym razem, kiedy wyszedł pan na wieżę, zagrał pan hejnał?
- Tak musi być. Gramy na żywo, bez powtórek i playbacków. To nie jest łatwe. Nawet w filharmonii nie wszyscy chcą grać hejnał na żywo i czasem ich wyręczamy.
• Dlaczego? Takie to trudne dla zawodowych muzyków?
- Presja, która się wiąże z graniem hejnału, może sprawić, że nawet najlepszym może się przytrafić kiks. Dla niektórych to wielka trema. Tak, jak hejnał grany w samo południe, który idzie na żywo do radia.
• Ten najbardziej stresujący?
- Tak, bo ma się tę świadomość, że przez technikę satelitarną hejnał idzie na cały świat. I to może sprawić,
że czasem coś nie wyjdzie.
• Ile schodów musi pan pokonać w ciągu dnia?
- Zachęcam, żeby pan przyjechał i sam się przekonał.
• Nalegam...
- Dokładnie 239 schodów.
• I tak co godzina trzeba chodzić z dołu na górę i z powrotem?
- Nie. Jak już wejdziemy, to tam zostajemy do końca pracy. Oczywiście, jak ktoś chce, zawsze może zejść na dół.
• Zdarzyło się kiedyś, że nie było hejnału?
- Nie przypominam sobie. Ale gdy ktoś sam pełni służbę i musi wyjść za potrzebą, czasem może się zdarzyć małe opóźnienie. Unikamy tego. Pewne rzeczy można przewidzieć. Chyba że to przyjdzie nagle jak grom z jasnego nieba. Ale i tak trzeba zagrać, żeby nikt nie był zawiedziony, że przyszedł pod wieżę, a hejnału nie było.
• Nie trąbi panu w uszach?
- Nie. Jestem przyzwyczajony. Poza tym jestem wielkim miłośnikiem gry orkiestrowej, sam prowadzę orkiestry dęte.
• A nie śni się panu czasem, że "o, choroba, dwunasta, trzeba zagrać!”?
- Nie mam takich snów, nie budzę się co godzina. W domu też nie gram.
Po prostu umiem oddzielić pracę
od życia rodzinnego.