Mirosław Bielawski, zastępca dyrektora Wydziału Gospodarowania Mieniem w lubelskim Ratuszu podejmował decyzje niezgodne z prawem i interesem miasta. Takie wnioski płyną z kontroli przeprowadzonej w magistracie.
– Nie jest miło czytać takie dokumenty – tak prezydent Lublina Adam Wasilewski komentuje wystąpienie pokontrolne Wydziału Kontroli i Audytu.
Na początku 2006 roku Bielawski – wówczas dyrektor Wydziału Geodezji i Gospodarki Nieruchomościami (obecnie Wydział Gospodarowania Mieniem) – zaczął namawiać dwójkę lokatorów zajmujących jedno duże mieszkanie przy Chopina 37 do zrezygnowania z wynajmu tego lokalu i przyjęcia innych. Mieszkańcy nie chcieli się zgodzić, jednak po wielu spotkaniach przystali na propozycję urzędnika. Kobieta otrzymała mieszkanie przy ul. Lubartowskiej. Z protokołu kontroli wynika, że dyrektor Bielawski nie mógł podjąć takiej decyzji i wykroczył poza swoje kompetencje.
Gdy część mieszkania przy Chopina była już wolna, z wnioskiem o jego przyznanie wystąpiła była podwładna Mirosława Bielawskiego. Nie czekała w kolejce na lokal od miasta. Nikt nie sprawdził też, czy kobieta jest w stanie sprostać opłatom za wynajem.
– To była pracownica naszego wydziału, która znalazła się w bardzo trudnej sytuacji życiowej – uzasadniał swoją decyzję dyrektor Bielawski.
Tymczasem kontrolerzy stwierdzili, że kobieta nie powinna otrzymać mieszkania. – Jako osoba samotna, na dodatek z nieudokumentowaną sytuacją mieszkaniową i majątkową, nie miała prawa do uzyskania przydziału lokalu komunalnego – czytamy w dokumentach.
Kolejne błędy wykryto przy podziale kamienicy między prywatnego właściciela a miasto.
Negocjacje w tej sprawie Ratusz miał prowadzić w oparciu o nieaktualne wyceny. Ostatecznie przy podziale lokali i ich sprzedaży miasto straciło 70 tysięcy zł.
Ratusz zgodził się także na oddanie prywatnemu właścicielowi lepszych mieszkań – położonych na parterze. Dzięki temu mógł on zarobić na ich wynajęciu jako lokali użytkowych, co zresztą szybko się stało.
Prezydent Lublina w tym tygodniu podejmie decyzję, co zrobić z dyrektorem Bielawskim. – Muszę spotkać się z wiceprezydentem Żukiem, nadzorującym wydział, w którym doszło do nieprawidłowości, a także z głównym prawnikiem miasta. Musimy dokładnie przeanalizować tę sprawę – mówi A. Wasilewski. – Wtedy zdecydujemy, jak ukarać winnych pracowników.
Mirosław Kalinowski na razie nie chce ujawniać szczegółów dotyczących przygotowywanego zawiadomienia do prokuratury. – Może to zrobić wyłącznie prokuratura – ucina Kalinowski.