Akta personalne kilkudziesięciu pracowników dwóch firm znalazł w wąwozie nasz Czytelnik. W niedzielę wieczorem policja nie była tym zainteresowana.
Leżące w trawie za biurowcami przy ul. Zana akta osobowe znalazł nasz Czytelnik. Sfotografował swoje znalezisko i powiadomił o nim naszą redakcję. Na miejscu odkryliśmy teczki personalne kilkudziesięciu pracowników dwóch nieistniejących już spółek.
Gdy w niedzielę wieczorem pytaliśmy o sprawę Witolda Laskowskiego, rzecznika Komendy Miejskiej Policji usłyszeliśmy: Niech wasz Czytelnik najpierw powiadomi policję, a my będziemy wiedzieli, co robić. Od tego zacznijmy.
W poniedziałek rano informacja o aktach walających się w wąwozie znalazła się na pierwszej stronie Dziennika Wschodniego. Gazeta trafiła do kiosków wczesnym rankiem. Ale to nie wystarczyło, by policja pojechała na miejsce, które dokładnie opisaliśmy w artykule. O godz. 11.05 papiery nadal leżały na trawie.
- Po raz pierwszy mi się zdarza taka sytuacja, że policja nie reaguje, bo zwykle reaguje niezwłocznie - komentuje Małgorzata Kałużyńska-Jasak, rzecznik generalnego inspektora ochrony danych osobowych.
- Zaraz zobaczę, kto zawalił - mówi Janusz Wójtowicz, rzecznik Komendy Wojewódzkiej Policji. Po kilku minutach oddzwania z informacją: Komendant wojewódzki polecił natychmiastowe zabezpieczenie tych dokumentów. I zażądał wyjaśnień od komendanta miejskiego, dlaczego akta nie zostały do tej pory zabrane.
W skoroszytach były akta nieistniejącego już Lubelskiego Przedsiębiorstwa Produkcyjno-Handlowego sp. z o.o. W skoroszytach były m.in. umowy o pracę, świadectwa pracy, dane o zarobkach, wcześniejszym zatrudnieniu, pisma z ZUS i dokumenty kierowane do Sądu Pracy. W krzakach znaleźliśmy dane kilkudziesięciu osób. W tej samej stercie były też dokumenty z danymi zleceniobiorców innej, nieistniejącej już firmy: LTC sp. z o.o.
- To ewidentne naruszenie zasad ochrony danych osobowych. Wszelkie dokumenty, które podlegają tajemnicy ustawowo chronionej, nie powinny znajdować się w miejscu ogólnie dostępnym - mówi Kałużyńska-Jasak. - Za nieodpowiednie zabezpieczenie danych ustawa przewiduje odpowiedzialność karną i jest to grzywna lub ograniczenie wolności, a nawet pozbawienie wolności do roku.
Po godz. 13 zadzwonił do nas rzecznik komendy miejskiej, pytając, gdzie dokładnie leżą dokumenty. Twierdził, że policjanci nie mogą ich znaleźć. - Funkcjonariusze przez półtorej godziny penetrowali teren, przeszukali także pobliskie ogródki działkowe, ale niczego nie znaleźli. Ktoś te dokumenty zabrał - stwierdził Laskowski tuż przed godz. 16.
Po południu policjanci z Komendy Miejskiej przyjechali do redakcji zobaczyć część dokumentów, które zabezpieczyliśmy. Dzięki naszej pomocy dotarli też do pozostałych dokumentów, które nadal leżały w miejscu gdzie ponad tydzień temu widział je Czytelnik. Dziś nie powinno być już po nich śladu, wszystkie akta, teczki i pojedyncze karki miały trafić do sekcji dochodzeniowo-śleczej. Sprawdzimy.
Współpraca: Miłosz Bednarczyk