W opłacanych przez miasto dodatkowych patrolach pojawili się policjanci z oddziału prewencji. Tajniacy zabrali się za grasujących w centrum miasta kieszonkowców. A do miejskiego systemu monitoringu będzie mógł dołączyć się praktycznie każdy.
– Jeżeli spółdzielnia, wspólnota mieszkaniowa, czy inna instytucja zainstaluje monitoring, to będziemy mogli włączyć te kamery do naszego systemu – zapewnia Krzysztof Żuk, prezydent miasta.
– Liczymy na to, że część kamer będzie można włączyć do naszego nowego stanowiska dowodzenia – dodaje Jacek Kucharczyk, szef Komendy Miejskiej Policji.
Jeszcze w grudniu do miejskiej sieci włączone zostaną kamery zamontowane na terenie miasteczka akademickiego. Będzie ono też strzeżone w ramach tzw. patroli ponadnormatywnych, za które policji płaci magistrat. Funkcjonariusze, którzy pełnią na nich służbę poruszają się po trasach ustalonych z Urzędem Miasta.
W tym roku na takie patrole miasto wyda w sumie 200 tys. zł, co daje 55 dwuosobowych patroli w ciągu miesiąca. Na przyszły rok Ratusz proponował wstępnie 300 tys. zł, później kwotę zmniejszył do 200 tys. zł, ale radni w trakcie prac nad budżetem wnioskowali, by wrócił do pierwotnej wersji. Decyzji w tej sprawie jeszcze nie ma, ale gdyby radni zdołali przekonać do tego prezydenta, to miesięcznie mielibyśmy 70 dodatkowych patroli policji.
Do takiej służby kierowani są już także funkcjonariusze prewencji – poinformował wczoraj szef lubelskiej komendy. Wczoraj ujawnił też, że od dwóch miesięcy w lubelskich autobusach i na przystankach działa specjalna grupa policjantów po cywilnemu mających wyłapywać kieszonkowców. Policjanci przeglądają też zapisy z kamer w pojazdach.
– W zeszłym miesiącu udowodniliśmy 18 kradzieży kieszonkowych. W piątek zatrzymaliśmy 44-latka, który ma na koncie pięć kradzieży, później jeszcze 60-letnią kobietę – wylicza Kucharczyk. Na co dzień do ścigania kieszonkowców oddelegowanych jest kilkunastu funkcjonariuszy. Rocznie w Lublinie dochodzi do blisko 400 tego typu kradzieży.