Ile niebezpiecznych psów żyje w Lublinie? Dokładnie 51. Teoretycznie. Bo tylko tyle czworonogów zgłosili ich właściciele do urzędowego rejestru. I choć zgłoszenie jest obowiązkowe, za jego zlekceważenie nic nie grozi. Dlatego rejestry świecą pustkami.
Do wykazu powinny trafiać psy 11 ras. Ich listę ustalił minister spraw wewnętrznych i administracji. Jeśli wierzyć rejestrowi, w Lublinie jest tylko 51 takich zwierząt. W tym roku przybyło aż... 6. W Chełmie od stycznia właściciele zarejestrowali trzy psy. W ubiegłym roku żadnego. Ile jest w sumie? Chełmscy urzędnicy nie wiedzą. Musieliby sprawdzać to w archiwum. W zamojskich rejestrach jest łącznie 19 psów. Wszystkie zgłoszone cztery lata temu. Od tamtej pory cisza.
Zdrowy rozsądek podpowiada, że groźnych czworonogów jest znacznie więcej. – Widzimy na ulicy psy, których nie ma w rejestrze – przyznaje Katarzyna Ciastoch, która w lubelskim Urzędzie Miasta prowadzi wykaz „agresorów”. – Przykład? Starsza kobieta prowadzi dwa szalejące pitbulle. Ledwo je trzyma. I tłumaczy, że one nie gryzą.
Wąwóz w lubelskiej dzielnicy Czuby to ulubione miejsce spacerów z pupilami. W czwartkowy wieczór spędziliśmy tam ponad godzinę. Naliczyliśmy 5 psów, które powinny być wpisane do rejestru. Ale nie były. – Pierwsze słyszę. Po co to komu? – śmieje się z niedowierzaniem mężczyzna prowadzący buldoga. – Ale on nie jest agresywny – przekonywała para w średnim wieku. Tak jak inni rozmówcy nie chcieli się przedstawić. – Jeszcze nam mandat wlepią.
Kary, owszem, są. Teoretycznie. – Areszt lub grzywna – informuje Tomasz Skłodowski, rzecznik ministerstwa. – Nadzór nad wykonaniem przepisów należy do Inspekcji Weterynaryjnej.
– Nic do tego nie mamy. Rejestry i kontrole prowadzą urzędy gmin – zaprzecza Jan Dziekanowski, szef chełmskiego inspektoratu. Nieco lepiej jest w Lublinie. – Kontrole robimy wtedy, gdy jest jakieś zgłoszenie. Sami po domach nie chodzimy i psów nie sprawdzamy – odpowiada Ryszard Reszkowski, szef inspekcji w Lublinie.
Jest jeszcze większe zagrożenie. Skundlone „agresory”. – Nie można przewidzieć charakteru mieszańca. Nie wiadomo, kiedy zaatakuje – przyznaje Halina Dmowska z lubelskiego oddziału Polskiego Związku Kynologicznego. Widziała już wiele sądowych spraw o pogryzienie. Chodzi tam jako biegła. – Nie znam przypadku, by kogoś pogryzł pies z rodowodem.
Mieszańców jest mnóstwo. – Nieraz ktoś przychodzi do nas z pupilem, myśląc, że to pies rasowy. A to jakaś krzyżówka. W Lublinie więcej jest psów wyglądających na rasowe niż tych naprawdę rasowych – mówi Dmowska. A to dlatego, że w podlubelskich wsiach działa kilka nielegalnych hodowli. Istnych fabryk psów. W których liczy się tylko zarobek, a nie rasa. •