Podczas zabiegów chirurgicznych lekarze i pielęgniarki obijają się o siebie i sprzęt, bo sale operacyjne są małe jak dziuple. Na dodatek zespół operacyjny zasypia razem z chorym, który leży na stole, ponieważ szpital nie ma odpowiedniej wentylacji.
Ale braki są też wynikiem ludzkich zaniedbań. O takich należy chyba mówić w przypadku pozostawienia na klatkach schodowych, przez które przewijają się codziennie tłumy, butli ze sprężonym powietrzem, działających jak bomby.
Według inspektorów sale operacyjne nie spełniają podstawowych wymogów. Nie mają wentylacji. Mają za to nieprzepisowe zewnętrzne okna, stare i nieszczelne, przez które mogą przedostawać się zanieczyszczenia. Niektóre z nich mają o wiele mniej niż – zgodne z normą – 35 mkw. Po wstawieniu sprzętu medycznego, stołu z chorym oraz wejściu ekipy operującej nie można się ruszyć. Trzeba przyznać, że szpital ma najnowocześniejszą aparaturę do znieczulania chorych. Szkopuł w tym, że razem z pacjentem zasypia też zespół, który go operuje. Sale nie są wyposażone w urządzenia odprowadzające znieczulające gazy z powietrza.
Inspektorzy pracy wykryli zatrudnienie kilkudziesięciu lekarzy na umowy zlecenia. Dla ich dobra interweniowali w dyrekcji szpitala, aby dała im umowy o pracę. – Jak nie można na zlecenie, to w ogóle nie będą pracować – uznała dyrekcja i zwolniła lekarzy, którzy mają teraz pretensje do PIP. Inspekcja uznała, że największa krzywda dzieje się jednak personelowi oddziału dla podsądnych tego szpitala, zlokalizowanego w szpitalu neuropsychiatrycznym w Abramowicach. Nad 32 pacjentami, często z wyrokami za morderstwo, czuwa kilka osób. – Nie są przeszkolone w zakresie samoobrony, nie mają broni – mówi inspektor. – Żyją w ciągłym stresie. Wśród podsądnych są tacy, którzy symulują chorobę. Ich główny cel to ucieczka. Do takich przypadków, połączonych z pobiciem personelu, dochodzi każdego roku. Jedna z pielęgniarek, którą przestępca przeciągnął za włosy przez cały korytarz do tej pory nie może wyjść z szoku.
Przez krótki okres strzegła oddziału firma ochroniarska, ale szpitala nie stać było na jej dalsze zatrudnianie. W sprawie, jak rozwiązać problem bezpieczeństwa personelu oddziału dla podsądnych trwa wymiana korespondencji PIP i rektora Akademii Medycznej w Lublinie, któremu szpital podlega.