Dwie firmy stanęły do walki o czteroletni kontrakt na sprawdzanie biletów pasażerom miejskich autobusów i trolejbusów. Przetarg na taką usługę ogłosił Zarząd Transportu Miejskiego. Wygrać ma ta firma, która zaoferuje niższą cenę. To jedyne kryterium oceny ofert.
O ile nie okaże się, że firma z Radomia nie popełniła błędów w swej ofercie, to ona dostanie zlecenie na prowadzenie kontroli. MPK może wygrać tylko wtedy, gdy Reflex złoży wadliwą ofertę, a dokumenty przedstawione przez MPK będą prawidłowe. Zwycięzca przetargu zacznie pracę od grudnia.
Wynajęci przez ZTM ludzie nie będą rozliczani z tego, ilu pasażerów przyłapią na jeździe bez biletu, ale z liczby przeprowadzonych kontroli, czyli z tego, ile razy grupa kontrolerów weszła do pojazdu. W trakcie roku szkolnego takich kontroli ma być 6 tys. miesięcznie, a w wakacje po 4 tys. na miesiąc. Po mieście krążyć ma od ośmiu do dziesięciu grup polujących na gapowiczów. To, czy pracują solidnie, sprawdzać mają pracownicy ZTM.
Kontrolerzy tak jak do tej pory będą pobierać pieniądze od tych gapowiczów, którzy zechcą zapłacić na miejscu. Mają też sprawdzać, czy kasowniki są sprawne i czy autobusy nie omijają przystanków.
Dokumenty bardzo dokładnie określają nawet to, co kanar ma mówić wchodząc do pojazdu. Każdy z nich – a nie tylko jeden z grupy – musi wygłosić formułkę: "Dzień dobry/dobry wieczór, kontrola biletów, proszę przygotować bilety do kontroli”, a wychodząc z pojazdu: "dziękuję Państwu, do widzenia”. Dokumentacja przetargowa nie wyjaśnia jednak, czy kontrolerzy muszą mówić to z osobna, czy mogą wypowiedzieć ją wszyscy naraz.