Ponad piętnaście minut lubelscy policjanci szukali domu kobiety, która wezwała ich do interwencji. Podobne sytuacje zdarzają się w Lublinie niemal codziennie. - A przecież często jedna minuta decyduje o ludzkim życiu - mówią lekarze lubelskiego pogotowia.
Niestety, w wielu przypadkach rzeczywistość nie ma z tym nic wspólnego. - Są w Lublinie takie ulice, gdzie na kilku kolejnych domach nie ma ani jednej tablicy - wyjaśnia Waldemar Brzezicki, kierownik Działu Eksploatacji Wojewódzkiej Stacji Pogotowia Ratunkowego i Transportu Sanitarnego w Lublinie. - A małe tabliczki, na których numeru nie widać nawet z odległości jednego metra, zdarzają się nagminnie. Dziwię się, że ludzi stać na piękne domy, a oszczędzają na tak ważnej rzeczy.
Dlaczego to takie ważne? - W momencie stanu zagrożenia życia decyduje każda minuta. Czasem możemy się spóźnić o kilkadziesiąt sekund i już nie zdążymy kogoś uratować - podkreśla Brzezicki. Podobnie mówią policjanci i strażacy.
- Radiowóz czy karetka wezwane do interwencji jadą dosyć szybko. Jeśli dom nie będzie wyraźnie oznaczony, po prostu go ominiemy - dodaje kierownik. - A przecież są w Lublinie ulice, które mają ponad kilometr. Wtedy zaczyna się błądzenie i tracenie czasu na szukanie.
Za brak wyraźnego oznaczenia domu grozi kara grzywny do 250 zł. Powinni to egzekwować policjanci albo miejscy strażnicy. Ci jednak rozkładają ręce. - To tylko teoria. Przecież nie będziemy jeździli po osiedlach i mówili ludziom, żeby sobie kupili większe tabliczki - przyznaje Waldemar Wieprzowski, komendant Straży Miejskiej w Lublinie. - Tak naprawdę, to w interesie każdego mieszkańca domu leży to, żeby był on dobrze oznaczony. Bo to o jego życie może kiedyś chodzić.
Dobrze wie o tym Ryszard Niezbecki, mieszkaniec ulicy Wita Stwosza. - Wprawdzie jeszcze domu całkowicie nie wykończyłem, ale tabliczkę już mam - pokazuje na ścianę zewnętrzną domu pan Ryszard. - Uważam, że jej zamieszczenie to obowiązek dobrego gospodarza.