Oszukali nas w Hiszpanii, a Wojewódzki Urząd Pracy w ogóle się tym nie przejął – mówi Michał Dzikowski z Radzynia Podlaskiego. Po tym, jak zainteresowaliśmy się losem osób, które wyjechały do pracy w Hiszpanii, części udało się już wrócić na Lubelszczyznę. Reszta miała więcej szczęścia i dalej pracuje. Z niektórymi nie ma kontaktu.
Przypomnijmy: Kilka dni temu opisaliśmy sytuację pracowników z Lubelszczyzny, którzy za pośrednictwem WUP wyjechali do pracy w Hiszpanii. Pracowali tylko dwa tygodnie, choć umowa gwarantowała im przynajmniej miesiąc. Dostali też niższe wynagrodzenie niż przewidywała umowa. Koczowali na polu pod Toledo. Z błaganiem o pomoc zwrócili się do lubelskich radnych i Dziennika. Po naszych tekstach i interwencjach Bogusława Warchulskiego, radnego Samoobrony, udało im się wrócić do domu.
Bezrobotnych typowały powiatowe urzędy pracy. Ostateczną listę sporządził WUP. Zaprosił kandydatów na rozmowę do Lublina. W WUP-ie byli Hiszpanie. Zadali tylko dwa pytania: Czy znam się na rolnictwie i czy mam dzieci – wspomina Michał. – Po tygodniu dostałem zawiadomienie, że jadę zrywać winogrona.
Do Hiszpanii przyjechali w piątek. Michał: – Myśleliśmy, że pracę zaczniemy od poniedziałku, zgodnie z umową. Byliśmy zmęczeni po podróży, bo na miejsce dowieźli nas na przyczepie traktora. Ale nasz pracodawca powiedział, że on tu rządzi i będzie tak, jak on zechce.
Polacy nie mieli pod czym spać. Nie mieli też narzędzi pracy. – W WUP powiedzieli, że wszystko mamy zapewnione – opowiada Michał. – Tymczasem w Hiszpanii pracodawcy zdziwili się, że nie mamy śpiworów, sekatorów do cięcia winorośli ani rękawic. Twierdzili, że powiedzieli w urzędzie w Lublinie, co mamy ze sobą zabrać.
Polacy spędzili w Hiszpanii dwa tygodnie mniej niż przewidywały ich umowy. Potem mieli problem z powrotem. Okazało się, że transport, który miał kosztować 80 euro, kosztował dwa razy więcej. Niektórym zabrakło pieniędzy na podróż.
Za to, co spotkało Polaków nie czuł się odpowiedzialny Jacek Gallant, dyrektor WUP. – Są dorośli, wiedzieli co robią decydując się na wyjazd – powiedział nam, gdy zaczęliśmy opisywać sprawę.
Pechowi pracownicy mają inne zdanie na ten temat. – Myślałem, że jak wszystko jest prowadzone przez WUP, to będzie uczciwie – skarży się Michał. – Nam nie chodzi o to, żeby w Polsce kogoś za to ukarać. Ale przynajmniej ktoś powinien nas przeprosić, porozmawiać. Żeby następni nie dali się naciągnąć.
Wczoraj dyrektor WUP zapewnił nas, że zbada sprawę pracy w Hiszpanii.