Trzy kilometry muszą przejść mieszkańcy ul. Grygowej, jeśli chcą zagłosować w niedzielnych wyborach. Nieco lepiej ma część mieszkańców Sławinka. Mogą podjechać autobusem. Ale z przesiadką. Czas przejazdu: ponad półtorej godziny.
Sprawdziliśmy rozkład jazdy. Na oddanie głosu pani Zofia może stracić nawet cztery godziny. Jeśli na przystanek przyjdzie o godz. 10.45, na autobus poczeka do 11.24. W siedem minut dojedzie na Al. Racławickie. Tam przejdzie przez skrzyżowanie i poczeka na „trójkę”. 47 minut. Potem jeszcze 10 minut jazdy. Łączny koszt biletów – 6,80 zł.
– Kiedyś było inaczej. Mój lokal wyborczy był w Szkole Podstawowej nr 14. Albo w zakładzie doświadczalnym na Sławinkowskiej. Dlaczego teraz nie może tak być? – pyta pani Zofia. Z tym samym pytaniem zadzwoniliśmy do Urzędu Miasta. To tam decydują, gdzie stanie urna.
– Ktoś tu musi być poszkodowany. Albo część Sławinka, albo Szerokie. Są w jednym obwodzie wyborczym – wyjaśnia Barbara Danieluk, szef Miejskiego Biura Organizacji Wyborów.
Obwodu podzielić się nie da. – Nie może mieć mniej niż trzy tysiące wyborców. Nie przeskoczymy tego przepisu. Uchwalił go Sejm – przyznaje Danieluk. – Może nowi posłowie to zmienią.
Nie można nawet znaleźć lokalu wyborczego w połowie drogi między ul. Nałęczowską i al. Warszawską. Bo po drodze nie ma żadnej instytucji publicznej, aby tam postawić urnę i posadzić komisję. Miasto mogłoby wynająć pomieszczenia. Tylko, kto się na to zgodzi, jeśli urząd płaci... środkami czystości? – Ja bym się nie zgodziła – przyznaje Podwalska.
Jeszcze większe problemy czekają mieszkańców bloków socjalnych przy ul. Grygowej. Jest ich za mało, by stworzyć im osobny obwód. Dlatego są przypisani do komisji na Felinie. W przedszkolu przy ul. Jagiełły. Żeby wybrać posłów i senatorów, muszą przejść w jedną stronę ponad 3 kilometry. Robertowi Korzeniowskiemu zajęłoby to około 12 minut. Przeciętnemu człowiekowi – ponad pół godziny.
– I jak tu ma być wysoka frekwencja – pyta mieszkanka ul. Grygowej. I zapowiada, że na wybory nie pójdzie.