Lubelska policja wystosowała dziś kolejny apel do osób, które widziały Marka Wojciechowskiego bądź znalazły jego rzeczy. Przyznaje, że wciąż nie wie co działo się ze studentem po opuszczeniu miasteczka akademickiego.
17 marca wieczorem, Marek pił piwo ze swoim wujkiem w "Archiwum", obok miasteczka akademickiego. Z klubu wyszli po północy.
Krewny Marka wszedł do innego pubu, a student poszedł samotnie ulicą Pagi w kierunku ulicy Głębokiej. Miał dojść na stancję na ul. Tymiankową. Nie dotarł tam.
Po miesiącu jego zwłoki znalazł właściciel stawu w Dąbrowicy, ponad sześć kilometrów od miasteczka akademickiego. Lekarze orzekli, że student utonął.
Śledztwo dotyczące zaginięcia Marka wciąż prowadzone jest w "sprawie pozbawienia wolności”. Taki kierunek działań nakreśliła już na samym początku prokuratura.
Wczoraj biegli w pisemnej opinii sformułowali jednoznacznie wnioski: przyczyną śmierci Marka było utonięcie.
Biegli napisali, że student miał jedynie naderwaną śluzówkę wargi, ale obrażenie to powstało już po śmierci, prawdopodobnie przy oględzinach zwłok.
Lekarze próbowali też określić datę zgonu mężczyzny. Uznali, że nie jest to możliwe.