Kowalski, który miesięcznie zużywa 150 kilowatogodzin prądu, obecnie płaci zań ok. 42 zł miesięcznie. Po planowanym przez rząd wprowadzeniu akcyzy, skromnie żyjący Kowalski za taką samą ilość zapłaci już 47 zł, czyli o 5 zł więcej. W ciągu całego roku da to kwotę 60 zł.
– Nie mamy na to środków. Obciążenie elektrowni całymi kosztami akcyzy oznaczałoby katastrofę dla sektora energetycznego. Na dodatkowe obciążenia z tytułu akcyzy nie jesteśmy przygotowani – twierdzi Marek Wołoch, prezes Elektrowni Połaniec.
Elektrownia Połaniec, wg własnych wyliczeń, płaciłaby rocznie z tytułu akcyzy 120 mln zł.
– W efekcie już w przyszłym roku utracilibyśmy płynność finansową. Dlatego część kosztów akcyzy przerzucimy na spółki dystrybucyjne – wyjaśnia Wołoch.
Spowoduje to ok. 10 -proc. wzrost cen prądu dla ostatecznych odbiorców. Z tym że dystrybutorzy preferencyjnie traktują dużych klientów. Może to oznaczać, że w przemyśle prąd zdrożeje o 8 proc., a Kowalski zapłaci o 12 proc. więcej niż do tej pory.
– Czekają nas teraz negocjacje z elektrowniami. Od ich wyników będzie zależeć wysokość podwyżki – twierdzi Tadeusz Skrzypek, prezes Lubelskich Zakładów Energetycznych Lubzel.
– Oprócz akcyzy podwyżka będzie też uwzględniać inflację oraz wzrost kosztów utrzymania przedsiębiorstwa, spowodowany m.in. podwyżką podatku od nieruchomości – tłumaczy Skrzypek.
Nie wiadomo jeszcze od kiedy prąd zdrożeje.
– Elektrownie będą płacić akcyzę od połowy marca lub od kwietnia. Wszystko zależy od tego jak szybko zostaną wydane akty wykonawcze – wyjaśnia Wołoch.
Ministerstwo będzie chciało, aby akcyza weszła jak najszybciej. Zdaniem wiceministra finansów Ireny Ożóg każdy miesiąc zwłoki w opodatkowaniu energii, to 240 mln zł ubytku w dochodach państwa.
Spółki dystrybucyjne będą musiały poczekać z podwyżką do zaakceptowania ich nowych taryf przez URE. Nastąpi to nie później niż do lipca tego roku.