Musimy walczyć o swoje - mówią nauczyciele, którzy przystąpili do strajku ostrzegawczego i na dwie godziny przerwali dziś lekcje. Ale to nie koniec protestów.
W Szkole Podstawowej nr 10 w Lublinie strajk rozpoczął się o godzinie ósmej. Protestujący zebrali się w stołówce. - Siedzimy i czytamy dokumenty związkowe. Rozmawiamy o naszych postulatach - mówi Jolanta Borek, przewodnicząca związków w SP nr 10. - Mamy nadzieje, że coś uda nam się wywalczyć. Jeśli będziemy siedzieć cicho, nic nie osiągniemy. A przecież oświata jest kręgosłupem, o który rządzący powinni lepiej zadbać.
- Były też takie placówki, w których strajkowali wszyscy pedagodzy. Dwie pierwsze lekcje w tych szkołach w ogóle się nie odbyły - twierdzi Celina Stasiak, prezes lubelskiego zarządu ZNP i dodaje, że z tego powodu żaden z uczniów nie ucierpiał.
W innych placówkach, strajkujących nauczycieli zastępowali ich koledzy, którzy nie przystąpili do protestu. Tak było między innymi w Zamościu, gdzie na 1500 nauczycieli, do strajku przystąpiło 240. - Ale nie została odwołana ani jedna lekcja. Zorganizowano zastępstwa - zapewnia Kazimierz Chrzanowski, szef Wydziału Edukacji i Sportu Urzędu Miasta w Zamościu.
- Tylko, że nikt nie bierze pod uwagę tego, ile nauczyciele mają wolnego. Siedzą w szkole zaledwie 18 godzin tygodniowo, do tego mają 3 miesiące wakacje. Jak na takie luksusy, to i tak sporo zarabiają. Nie mówiąc już o tym, ile wyciągają kasy na korepetycjach - denerwował się jeden z ojców.
Nauczyciele ripostują. - To bardzo stereotypowe myślenie - twierdzi Krzysztof Styczyński, nauczyciel historii w III LO im. Unii Lubelskiej w Lublinie. - W szkole spędzam co najmniej 40 godzin tygodniowo. W domu też pracuję: sprawdzam klasówki, przygotowuję się do lekcji. Wakacje też nie trwają tyle, ile powszechnie się myśli. Do połowy lipca wydajemy świadectwa. A w ostatnim tygodniu sierpnia wracamy do szkoły, by przygotować się do rozpoczęcia roku szkolnego. Tak naprawdę, tego urlopu mamy tyle, co każda inna pracująca osoba.
Nauczyciele nie zamierzają zakończyć swojej walki na jednym proteście. - Jeśli nie dostaniemy obietnicy 20-procentowej podwyżki, we wrześniu będziemy strajkować tak jak lekarze. Zamkniemy szkoły na amen - grozi Sławomir Broniarz, szef ZNP w rozmowie z dziennikiem.pl.
(AK)