W maju wrócimy do sprawy utworzenia strefy płatnego parkowania – zapowiada zastępca prezydenta Lublina. Mimo że radni nawet nie chcieli obradować na ten temat.
– To nie jest wcale wyciąganie pieniędzy. Chcemy zachęcić mieszkańców, którzy jadą do centrum, by rezygnowali z używania prywatnych samochodów i korzystali z miejskiej komunikacji. Ruch w centrum zmaleje, a komunikacja będzie bardziej punktualna.
– Jak można mówić, że nie jest to wyciąganie pieniędzy, skoro po wyznaczeniu strefy liczba płatnych miejsc wzrośnie trzykrotnie, cena biletu spadnie, a wpływy do miejskiej kasy mają wzrosnąć dziewięciokrotnie?
Tu problemem jest niska ściągalność opłat. W ubiegłym roku na biletach parkingowych miasto zarobiło jedynie 470 tys. zł. A to oznacza, że każde z miejsc parkingowych zarabia w ciągu dnia roboczego nieco więcej niż godzinę. Czyli teoretycznie przez pozostałych dziewięć godzin każde z tych miejsc stoi puste. A gołym okiem widać, że tak nie jest. – Spróbuję doszczelnić ten system – zapowiada Kalinowski, informując, że rozwiązaniem może być m.in. przesunięcie do kontroli biletów urzędników z innych wydziałów Ratusza.