Jest ciężko. Nerwowo odliczamy każdą godzinę. I wyczekujemy na jakiekolwiek wieści z Mińska - żalą się rodzice Weroniki Samolińskiej, lublinianki aresztowanej w piątek na Białorusi. Być może dzisiaj dziewczyna stanie przed sądem.
I była. Nawet wtedy, gdy na plac Październikowy w Mińsku podjechało osiem więźniarek specnazu. W nocy z czwartku na piątek specjalne jednostki białoruskiej milicji aresztowały wszystkich opozycjonistów i zagranicznych obserwatorów, którzy byli wtedy na placu. Wśród zatrzymanych znalazła się dwójka Polaków - były polski ambasador na Białorusi Mariusz Maszkiewicz i właśnie Weronika.
- Najgorsze były pierwsze godziny po informacji o szturmie na plac - wspomina Wojciech Samoliński, ojciec dziewczyny. - Baliśmy się, że białoruskie władze wyprą się jej zatrzymania. Że Weronika przepadnie bez śladu. Ulgę poczuliśmy dopiero w piątek po południu. Gdy okazało się, że nasza córka jest aresztowana. To znaczyło, że żyje.
Weronika jest przetrzymywana w areszcie przy ul. Akreścina w Mińsku. - Od Krzysztofa Świderka z polskiej ambasady wiemy, że córka czuje się dobrze - mówi Anna Samolińska. - Chyba nie odniosła żadnych obrażeń. Jest tylko bardzo zmęczona i zziębnięta.
Wczoraj Świderek chciał przekazać dwójce zatrzymanych Polaków paczkę z kocami i materacami. - Usłyszał, że to niemożliwe - opowiada ojciec Weroniki. - Tym bardziej że w sobotę konsul przekazał Polakom środki czystości i jedzenie. Tyle dobrego. Bo warunki w areszcie są katastrofalne. Zwłaszcza że w sobotę do aresztów w Mińsku trafiło kilkaset kolejnych osób.
Samolińscy podkreślają, że właśnie w sobotę przyszły krytyczne chwile. - Usłyszeliśmy, że opozycjoniści planują szturm na więzienie, w którym siedzi Weronika - mówi pan Wojciech. - Mogło dojść do otwartej wojny. Ze strzałami, rannymi i zabitymi. Na szczęście skończyło się na zapowiedziach.
Od piątku Weronika czeka na proces. Zostanie osądzona za to, że była na placu Październikowym razem z opozycjonistami. Na Białorusi grozi za to 15 dni więzienia albo 2 tysiące dolarów grzywny. - Oby tylko na tym się skończyło - zaznacza ojciec. - Bo przy coraz silniejszej nagonce białoruskich władz na Polskę, Białorusini mogą się doszukać też innych zarzutów. Tego się teraz najbardziej boimy.
Wojciech Samoliński rozważał wczoraj możliwość wyjazdu do Mińska. - Jeszcze nie podjąłem decyzji - mówił wieczorem. - Ale chciałbym być na procesie Weroniki. Rozprawa odbędzie się prawdopodobnie dzisiaj.