W tym roku już 500 pracowników dużych lubelskich zakładów zostało zwolnionych z pracy. Dla osób, które swoje życie związały z jedną firmą, to dramat, z którym nie potrafią sobie poradzić.
Pani Małgorzata jest jedną ze 100 osób zwolnionych w tym roku z zakładu, który dwa lata temu kupiła firma Lactalis Polska. Zamiast obiecywanych inwestycji i rozwoju w maju rozpoczęły się zwolnienia grupowe. 30 października wypowiedzenia dostało ostatnich 40 osób. - U nas pracowały przede wszystkim kobiety między 44 a 50 rokiem życia - dodaje Zofia Dręga, przewodnicząca zakładowej Solidarności. - Kto je teraz przyjmie? Rozpacz to mało powiedziane.
Na Lubelszczyźnie zwolnienia grupowe przeprowadziły w tym roku m.in. Lubelskie Zakłady Przemysłu Skórzanego Protektor (82 osoby), Zakłady Mięsne Łmaet w Łukowie (82 osoby), Ipaco z Puław (102 osoby), Fabryka Łożysk Tocznych w Kraśniku (40 osób). W ramach programu dobrowolnych odejść z pracą w lubelskiej Polfie pożegnało się 65 osób. W każdym przypadku powodem była restrukturyzacja albo likwidacja.
- To rzeczywiście niepokojące zjawisko. Starszym ludziom trudniej się przekwalifikować, nauczyć czegoś nowego. Zresztą pracodawcy chętniej inwestują w młodsze, kreatywne osoby - przyznaje Stanisław Jagiełło, wicedyrektor Wojewódzkiego Urzędu Pracy w Lublinie.
Ale ze statystyk wyłania się zupełnie inny obraz rynku pracy. Bezrobocie spada. Jak to możliwe? Dyrektor Jagiełło nie ukrywa, że to przez to, iż rzesza mieszkańców regionu wyjechała do pracy za granicą.
- Emigracja zarobkowa nie rozwiązuje bezrobocia! - denerwuje się Dariusz Jodłowski, prezes Związku Prywatnych Pracodawców Lubelszczyzny. - Ja problem widzę w zbyt wysokich kosztach pracy i w błędnej polityce państwa wobec bezrobotnych, którym daje się zasiłek, ale nie przygotowuje do podjęcia zatrudnienia.
- Dzisiaj jest taki rynek, że jak spadają zamówienia, to trzeba przeprowadzać restrukturyzację - tłumaczy Roman Wereszczyński, prezes FŁT w Kraśniku. - Na szczęście, jest już lepiej i może będziemy myśleć o przyjęciach.