Wstępu do sądu strzegli policjanci z brygady antyterrorystycznej wyposażeni w kamizelki kuloodporne i broń długą. Nie pozwalali nawet zbliżyć się do sali, w której przesłuchiwano "Masę”.
Jarosław S. zeznawał po kolei na dwóch procesach, w tym tzw. gangu "Dziuńka”, największej grupy przestępczej, która działała na Lubelszczyźnie. Proces dotyczy wyłudzeń towarów dokonanych pod szyldem firmy Intercen. Proceder polega na zamawianiu towarów z odroczonym terminem płatności. Należność jednak nigdy nie wpływała na konto dostawców. Kompani "Dziuńka” oskarżeni są również o wymuszanie haraczy.
Lubelska prokuratura twierdzi, że "Dziuniek” i jego ludzie blisko współpracowali z gangsterami z Pruszkowa - "Pershingiem”, "Wańką”, "Słowikiem”, "Malizną”. Spotykali się z nimi w warszawskich restauracjach. Gangsterzy z Lublina mogli się powoływać, że reprezentują ich interesy. To potęgowało strach u właścicieli restauracji i dyskotek, od których żądano haraczu. Pruszków brał za to 30 proc. dla siebie. Gdy zaś "inwestował” własne pieniądze, zgarniał połowę dochodu. Prokuratura swoje ustalenia oparła m.in. na informacjach otrzymanych
od blisko związanego z pruszkowską mafią "Masy”. Co wczoraj powiedział Jarosław S. nie wiadomo. Proces toczył się z wyłączeniem jawności. Jego przesłuchanie trwało cały dzień.