Wkrótce wśród pracowników odbędą się referenda. I wynik głosowania ma przesądzić o tym, ile firm stworzy nowy PKS Lublin. Wojewoda chciał połączyć 13 przedsiębiorstw. Ale cztery tego nie chcą: z Puław, Międzyrzeca Podlaskiego, Białej Podlaskiej i Radzynia Podlaskiego. Tylko te dwie ostatnie firmy przynoszą zysk.
Zdaniem wojewody konsolidacja firm, to ich jedyna szansa na wyjście na prostą. - Będą działać taniej. Razem uzyskają lepsze ceny paliwa i części zamiennych, niż gdyby działały osobno - twierdzi Wojciech Żukowski. A jest o co walczyć. Jedna firma płaci za litr oleju silnikowego 3,75 zł inna aż 5,60 zł. Jedna firma kupuje ogumienie za 390 zł, inna płaci 950 zł, a chodzi o ten sam typ autobusu.
Teraz PKS-y zwalczają się nawzajem, m.in. konkurując o kontrakty na dowóz dzieci do szkół. Połączenie firm ma to zmienić. Będzie nie tylko wspólny szyld, ale i wspólny rozkład. - Wyeliminowalibyśmy te kursy, które się dublują - przekonuje załogi Małgorzata Tarnowska z Urzędu Wojewódzkiego. Ale załogi nie są przekonane.
- Wspólny rozkład musi pociągnąć za sobą zwolnienia pracowników - mówi Grzegorz Kawęcki wiceszef komitetu strajkowego w PKS Międzyrzec Podlaski. Teraz w trzynastu firmach pracuje 2250 osób, w tym 1291 kierowców. Odkąd pojawił się pomysł konsolidacji słyszą, że zwolnień nie będzie. Tak zapewnia wojewoda. - Na pewno nie będzie zwolnień w wyniku konsolidacji. Ale mogą nastąpić później, podczas tworzenia efektywnego przedsiębiorstwa - przyznaje Żukowski. Mimo to zapowiada, że będzie spotykał się z załogami PKS-ów i przekonywał ich, by poparli jego pomysły. A jeśli nie zdobędzie poparcia? - Wtedy część przedsiębiorstw nie wejdzie w skład nowego PKS Lublin.
I to najbardziej cieszy związkowców. - Jesteśmy pełni optymizmu - mówi Kawęcki. Woli, by jego firma działała na własny rachunek. Nie wszystkich stać na ten komfort. Ostatnio upadł PKS w Opolu Lubelskim. Bliski bankructwa jest przewoźnik z Kraśnika.