Skaczemy po dachach, rzucamy się kamieniami, chlapiemy w śmierdzącym, zaśmieconym basenie - mówi sześcioletni Krzyś. Tak wyglądają wakacyjne zabawy najmłodszych mieszkańców ul. Grygowej w Lublinie.
Przy ulicy Grygowej na lubelskich Tatarach stoi kilka blaszanych baraków. To mieszkania socjalne. Tutaj miasto przesiedla tych, którzy zalegają z opłatami. W sąsiedztwie są tylko rozwalające się budynki Ursusa i Odlewni. Dzieci chętnie oprowadziły nas po swoim "placu zabaw”. Musieliśmy wejść przez okno. Chłopcy pokazali nam zniszczone, brudne toalety, zawalone gruzem pomieszczenia. Piwnicę, gdzie często się bawią. - Tam zabiliśmy kota - pochwalili się. Poszliśmy też nad "basen”, jak nazywają wybetonowany, wypełniony cuchnącą wodą rów.
Zdjęcia z "lata w mieście” pokazaliśmy tym, którzy powinni stać na straży bezpieczeństwa dzieci.
- To straszne! Wydam moim podwładnym polecenie, aby dotarli do rodziców tych dzieci - mówi Waldemar Wieprzowski, komendant Straży Miejskiej w Lublinie. - Strażnicy będą kontrolować ten teren, żeby nie doszło do nieszczęścia. Dzieci powinny bawić się na placu zabaw, a nie na gruzowisku.
Plac zabaw na Grygowej może i kiedyś był. Zostało po nim tylko wspomnienie. Dlatego dzieci znalazły sobie inne miejsca. Ruina, którą sobie upodobały, to dla nich raj. Skaczą po rozwalających się murach, huśtają na kablach elektrycznych, hasają po gruzach hurtowni spożywczej. Przychodzą tam nawet pięcioletnie szkraby. - Gdybyśmy mieli plac zabaw, nie bawiłbym się tutaj - zapewnia mały Piotruś.
Ale największe zagrożenie to basen, wypełniony brudną, śmierdzącą wodą. Dzieci z jednego brzegu na drugi przepływają na resztkach mebli. - Kiedyś wyłowiliśmy sanki - mówi jeden z chłopców. - A Tomek o mało się tu nie utopił.
Rodziców nie spotkaliśmy. - Wiedzą, że tu przychodzimy. I pozwalają nam - twierdzą dzieci. Do sprawy wrócimy...