Gdzie indziej płacisz za holowanie, gdzie indziej mandat, a jeszcze gdzie indziej musisz pokazać miejskim strażnikom dowody tych wpłat. Żeby odzyskać w Lublinie źle zaparkowany samochód, trzeba mieć czas i stalowe nerwy.
– Trafiło na parking na Czechowie. Tam zapłaciłem za holowanie i parking – tłumaczy. Wrócił do centrum, by na poczcie zapłacić mandat.
Z potwierdzeniem poszedł do Ratusza, do siedziby Straży Miejskiej. Dopiero wtedy dostał od strażników "pozwolenie na odbiór pojazdu”. Z nim udał się z powrotem na parking.
Załatwienie wszystkich formalności i jeżdżenie taksówkami zajęło panu Michałowi prawie 3 godziny. – Dlaczego nie można załatwić tego wszystkiego w jednym miejscu? Sam mandat nie jest już wystarczającą karą, potrzebna jest dodatkowa? – zastanawia się nasz Czytelnik.
Identyczne problemy miała pani Beata. – To jakaś głupota. Wiem, że zawiniłam złym parkowaniem, ale by odzyskać auto, straciłam kilka godzin. Urzędy powinny usprawniać kontakty z petentami, a tu jest wręcz odwrotnie – irytuje się.
O nieżyciowe przepisy spytaliśmy Ryszardę Bańkę, rzecznika Straży Miejskiej w Lublinie. Stwierdziła, że konieczność płacenia w dwóch miejscach wynika z ustawy i nie można tego zmienić na poziomie samorządu. W Ministerstwie Spraw Wewnętrznych i Administracji twierdzą co innego. Według Małgorzaty Woźniak z MSWiA, to od samorządu zależy, czy umożliwi zapłacenie obu należności w jednym miejscu, np. w banku albo na poczcie.
Gdy jeszcze raz zapytaliśmy o to rzeczniczkę lubelskiej Straży Miejskiej, odesłała nas do Ratusza. – Te procedury mogą być odbierane jako nadmiernie uciążliwe – przyznaje Mirosław Kalinowski z biura prasowego Urzędu Miasta w Lublinie.
A odpowiedzialny za wyłonienie firmy odholowującej auta dyrektor miejskiego Wydziału Dróg i Mostów deklaruje, że zajmie się sprawą. – Sprawdzimy, co można zrobić – zapewnia Eugeniusz Janicki.