- Sprawa jest przykra i bulwersująca - tak lekarze komentują aresztowanie dwóch lekarek, specjalistek psychiatrii pracujących w poradni szpitala MSWiA. Ich przełożeni dodają, że o wszystkim dowiadują się z mediów, co sprawia że o całej historii wiedzą chyba mniej niż dziennikarze
Poradnia zajmuje się orzekaniem stanu zdrowia pracowników służb mundurowych, bada kandydatów do wojska, dodatkowo w ramach działalności komercyjnej - chętnych do posiadania broni, kierowców, ochroniarzy. Pracowały w niej wyłącznie dr B. i dr D.
Sprawa szpitala czy orzeczeń sądowych?
- Jeszcze tego nie wiem - mówi. - A jest to istotne również z powodu zabezpieczenia dokumentacji.
Na razie lekarki przebywają w areszcie. Nadal są zatrudnione w szpitalu choć nie dostają pensji. Nie wiadomo też czy na pewno są winne. A od tego będzie zależeć ich ewentualny powrót do pracy.
- Po trzech miesiącach automatycznie wygasa umowa o pracę - tłumaczy dyrektor. - Niemniej jednak nie chciałbym komukolwiek wyrządzić krzywdy.
Dobra opinia
- Oficjalnie też nic na ten temat nie wiem - mówi Edward Lewczuk, dyrektor abramowickiego szpitala. - Sprawa jest bardzo przykra dla całego środowiska. Za wcześnie jednak, żeby wydawać wyroki.
Dyrektor Lewczuk oddelegował do pracy w poradni MSWiA nowych lekarzy. - Jesteśmy bardzo wdzięczni za tę pomoc - mówi Letkiewicz. - Inaczej trzeba by było zamknąć poradnię.
Wszyscy zastanawiają się jednak czy naprawdę areszt był konieczny. - Mamy wrażenie, że jest to bardziej polowanie na czarownice - mówi Paweł Krupa, zastępca dyrektora ds. medycznych szpitala MSWiA. - Służba zdrowia jest ostatnio pod obstrzałem. Mam wrażenie, że stąd są podejmowane takie drastyczne kroki.
Szok dla środowiska
- Zarówno postawionymi zarzutami, które są szalenie poważne jak i podjętymi środkami czyli aresztem - mówi. - Jeśli jednak doszłoby do skazania, to zapewne sprawą zainteresuje się rzecznik odpowiedzialności zawodowej Lubelskiej Izby Lekarskiej jak i władze PTP.
Środowisko psychiatryczne jest zbulwersowane. Zarzut wypuszczenia na wolność kryminalisty kładzie się cieniem na wszystkich. Tymczasem kilka lat temu Klinika Psychiatrii Sądowej Instytutu Psychiatrii i Neurologii w Warszawie oceniała orzeczenia biegłych, które uznane były za "kontrowersyjne” czyli takie, gdzie mogło dojść do błędu. Nie było wśród nich żadnego orzeczenia ze środowiska lubelskiego.
- Poziom orzecznictwa jest wysoki i zdanie to podzielają również prawnicy - podkreśla dr Olajossy.
Wzajemne sprawdzanie
Dr Olajossy dodaje, że kilkunastu biegłych z naszego regionu stale "sprawdza się nawzajem”. Jeśli prokuratura czy sąd zlecają badanie, zawsze wykonuje je co najmniej dwóch psychiatrów, czasami towarzyszy im jeszcze psycholog.
- Opiniujemy w badaniu ambulatoryjnym czy sprawca miał zdolność rozpoznania czynu - mówi. - Jeśli badanie ambulatoryjne nie wystarcza, oskarżony trafia na obserwację na oddział. Niemniej jednak około 90 procent opinii kończy się orzeczeniem, że sprawcy są zdrowi psychicznie i zdolni do ponoszenia odpowiedzialności karnej.
Jeśli jest inaczej, chory trafia do szpitala. W przypadku orzekania co do zdolności uczestniczenia w procesie opiniują lekarze z MSWiA. Jeśli są przeszkody natury zdrowotnej to oskarżony jest leczony.
Jak do tego doszło?
- Chciałbym jednak podkreślić rzecz szalenie istotną - dodaje Olajossy. - Nasze opinie nie są dla sądu czy prokuratury wiążące. Zawsze jest możliwość powołania innych biegłych i tak naprawdę ostateczna decyzja co do losu oskarżonego jest zawsze w rękach prokuratury lub sądu. Mówię o tym dlatego, żeby była jasność iż nasze opinie nie muszą być nigdy ostateczne.