Trójka licealistów inscenizowała na ulicach Lublina porwania. Postawiła w ten sposób na nogi całą policje. Teraz funkcjonariusze i prokuratura mają kłopot, bo nie bardzo wiedzą, co zrobić z żartownisiami.
Świadek "porwania” twierdził, że sprawcy poruszali się srebrnym VW vento. Odjechali w kierunku Warszawy. Policjanci przekazali tę informację lubelskim taksówkarzom, którzy dołączyli do poszukiwań. Tymczasem czterdzieści minut po pierwszym telefonie na komisariat zadzwoniła kobieta. Opowiedziała, że widziała porwanie na przystanku przy Al. Racławickich obok Ogrodu Saskiego. Podjechał tam srebrny VW, ze środka wyskoczyli mężczyźni i wciągnęli do auta młodą dziewczynę. Dodała, że jeden z nich nagrywał wszystko kamerą.
Kobieta zapamiętała numery rejestracyjne. Policjanci szybko namierzyli właściciela auta. To 18-letni Piotr S. Patrol nie zastał go w domu. Rodzina przekazała mu informację o wizycie policji. Młodzieniec sam zgłosił się do komisariatu. Przyprowadził 17-letnią Ewelinę W., rzekomą ofiarę porwań.
- Okazało się, że postanowili zrobić sobie żart - mówi Kwiatkowska. - Nie zdawali sobie sprawy ze skutków. Postawili na nogi policjantów. A co by było, gdyby jacyś świadkowie wtrącili się do "porwania”?
Nastolatki po przesłuchaniu wróciły do domów. - Twierdzili, że chcieli sprawdzić reakcję świadków - mówi Tadeusz Kubalski, szef Prokuratury Rejonowej Lublin-Północ.
Nie wiadomo, czy żartownisiów spotka kara. Policja chce, żeby w tej sprawie wypowiedziała się prokuratura. - Przestępstwa tu nie widzę - mówi prokurator Kubalski. - Być może będzie to wykroczenie zakłócania porządku bądź bezpodstawnego wszczynania alarmu. Musimy to dopiero ocenić. (er)