Wczoraj od rana robotnicy wydłubywali z ziemi pnie po wyciętych bez pozwolenia drzewach. Chcieli zdążyć przed wizją lokalną,
Dzika wycinka na prywatnej posesji przy ul. Szewskiej zaczęła się ponad tydzień temu. Trwała kilka dni. O sprawie pisaliśmy w zeszłym tygodniu, bo siekierezadę przerwała wizyta inspektorów ochrony środowiska zaalarmowanych przez jednego z mieszkańców. Urzędnicy zaczęli szukać w dokumentach pozwolenia na wycinkę.
A jako że jest to ścisłe centrum miasta, zgodę mógł wydać tylko wojewódzki konserwator zabytków.
- Pytaliśmy konserwatora i dowiedzieliśmy się, że takiego pozwolenia nie wydał - mówi Józef Piotr Wrona z Wydziału Ochrony Środowiska w Urzędzie Miasta. Magistrat znalazł właściciela posesji i wezwał na wizję lokalną. Gdyby wizja odbyła się bez jego udziału, mógłby on zaskarżyć decyzje urzędników do Samorządowego Kolegium Odwoławczego i sprawę by wygrał.
Wizja miała się odbyć wczoraj. Rano na posesji pojawili się robotnicy, którzy wydłubywali z ziemi pnie po ściętych drzewach. - My tylko krzaki wycinamy. A to? Może to dziki ryły - tłumaczyli pokrętnie skąd wzięły się doły na działce.
- Właściciel nieruchomości nie stawił się na wizję lokalną - informuje Piotr Branica z Komendy Miejskiej Policji. Funkcjonariusze asystowali wczoraj inspektorom ochrony środowiska, którzy przyjechali na Szewską, gdy tylko dowiedzieli się, że robotnicy zacierają ślady.
Urzędnicy oglądali działkę metr po metrze i opisywali każdy napotkany pień. - Musimy je obmierzyć i sprawdzić gatunek. Chcemy uniknąć sytuacji, że nie będziemy mogli tego ustalić, bo nie będzie tu żadnych śladów - informuje Marcin Cebula z działu zieleni w Urzędzie Miasta. Mierzenie pni zajęło urzędnikom dwie godziny.
- Teraz właściciel może sobie nawet pługiem jeździć po posesji, bo wszystko mamy opisane i sfotografowane - mówi Wrona. - A prawo jest takie, że to właściciel będzie nam musiał teraz udowodnić, że drzewa miały inny obwód niż ten, który my udokumentowaliśmy.
Wiek drzew będzie istotny przy naliczaniu kary za nielegalną wycinkę. Wysokość kary zależy od tego, jakiego gatunku drzewo ścięto i jak było stare. W sumie właściciel może zapłacić nawet kilkadziesiąt tysięcy złotych. Bez pozwolenia można usuwać tylko drzewa owocowe oraz te, które mają mniej niż 5 lat.
Właściciel nieruchomości dostanie kolejne wezwanie. - Jeśli się nie zgłosi, zapłaci 50 zł grzywny. Przy kolejnym wezwaniu będzie to 200 zł, a za trzecim razem zostanie przymusowo doprowadzony - dodaje Wrona.