Pracownicy sklepów Biedronka byli dręczeni przez pracodawcę i zmuszani do pracy ponad siły. Udowodniło to przed lubelskim sądem Stowarzyszenie Poszkodowanych przez Wielkie Sieci Handlowe.
Łamanie praw pracowniczych zarzucało właścicielowi Biedronek Stowarzyszenie Poszkodowanych przez Wielkie Sieci Handlowe. W wywiadach prasowych i programach telewizyjnych twierdziło nawet, ze powodu zmuszania do zbyt ciężkiej pracy, zmarła pracownica sklepu w Ustce.
Właściciel Biedronek - firma Jeronimo Martins Dystrybucja S.A., - wytoczyła stowarzyszeniu proces. Zarzucała mu naruszenie dobrego imienia firmy. Domagała się przeprosin w gazetach i 100 tys. zł na lubelską Caritas.
- Na ujawnianie prawdy odpowiedzieli serią ogłoszeń w prasie, które nas szkalowały oraz procesami - mówi Edward Gollent, prezes stowarzyszenia. - Chcieli doprowadzić do tego, żeby nam się odechciało z nimi walczyć. Przed sądem dowiedliśmy, że mówimy prawdę.
Najpierw lubelski Sąd Okręgowy przyznał, ze niemal wszystkie zarzuty stowarzyszenia są prawdziwe. We wtorek Sąd Apelacyjny w Lublinie oddalił apelację od tego wyroku właścicieli Biedronek. Uznał, że w sklepach nie tylko źle traktowano pracowników ale nieuczciwie obchodzono się z dostawcami.
- Moja sprawa z Biedronką skończyła się ugodą - mówi jedna z byłych pracownic sklepu, która nie pracuje tam od dwóch lat. - Z tego co widzę to teraz pracuje się tam lżej. W sklepie są już wózki mechaniczne.