Sędzia z Białej Podlaskiej usiadł za kierownicą po piwie, odmówił dmuchnięcia w alkomat i pilotował swym autem samochód pijanego kolegi. Do tej pory sądy traktowały go łagodnie. Teraz grozi mu nawet wydalenie z zawodu.
Potem Jan B. wsiadł do swego fiata. Pilotował kompana, który jechał za nim seatem z wyłączonymi światłami. Na jednej z ulic seata zatrzymała policja. Zatrzymał się też Jan B. Policjantom powiedział, że jest sędzią. Pokazał legitymację. Prosił, żeby nie robili przykrości jego koledze, który miał w organizmie prawie 1,4 promila alkoholu. Policjanci wyczuli woń alkoholu również od sędziego, ale ten odmówił poddania się badaniu na trzeźwość.
Od tamtego czasu sprawa Jana B. wędrowała od sądu do sądu. Sędzia szybko dostał karę dyscyplinarną za to, że nie chciał się zbadać alkomatem. Stracił też immunitet. Prokuratura skierowała do sądu akt oskarżenia. Proces toczył się w Siedlcach. Sędzia został uniewinniony, ale wyrok uchylił Sąd Najwyższy.
Ostatecznie uznano go winnym pomagania koledze w prowadzeniu samochodu po pijanemu. Jego pomoc miała też charakter "psychiczny”. Już sam fakt eskortowania przez sędziego, dawał nietrzeźwemu kierowcy poczucie bezkarności. W styczniu proces zakończył się warunkowym umorzeniem, bo według sądu takie postępowanie to czyn o nieznacznej szkodliwości społecznej.
- Zdarzenie miało miejsce nad ranem, gdy ruch uliczny jest niewielki, kierowcy mieli do pokonania niewielki odcinek drogi, nie stwarzali więc wielkiego zagrożenia - uzasadniali sędziowie z Siedlec.
Tuż po ogłoszeniu tego orzeczenia Jan B. wrócił do sądzenia w Białej Podlaskiej. Teraz jego los leży w rękach sądu dyscyplinarnego. Po zakończeniu procesu karnego rzecznik dyscyplinarny oskarżył go bowiem o popełnienie przewinienia dyscyplinarnego. Grozi za to nawet wydalenie z zawodu.