Kamil O., który gaśnicą pobił na ulicy dwóch mężczyzn, dogadał się z prokuratorem, że nie będzie miał procesu. Zgodził się przyjąć karę i zapłać poszkodowanym odszkodowania.
Zauważył to 28-letni Łukasz, który wraz z ojcem przechodził w pobliżu przystanka autobusowego. - Wtedy i ja zostałem uderzony gaśnicą w twarz, w okolice oka. Upadłem – opowiadał nam leżąc na szpitalnym łóżku. - Leżąc na ziemi otrzymałem kolejny cios. Również gaśnicą, w tył głowy.
Mężczyzna trafił do szpitala z poważnymi obrażeniami głowy. Miał pękniętą podstawę czaszki, uszkodzone nerwy w oku i krwiaka. Drugi z uderzonych przez ochroniarza miał lżejsze obrażenia. Skończyło się na rozbitej wardze.
21-letni Kamil O., został zatrzymany następnego dnia po pobiciu. Prokuratura wystąpiła z wnioskiem o aresztowanie. Sąd zastosował tzw. areszt warunkowy: Kamil O. mógł wyjść na wolność po wpłaceniu 15 tys. zł.
Śledztwo w tej sprawie trwało trzy miesiące. Kamil O. został oskarżony o uderzenie gaśnicą dwóch mężczyzn. W przypadku 28-letniego Łukasza spowodował ciężkie obrażenia ciała.
Na przesłuchaniu w prokuraturze Kamil O. twierdził, że go "poniosło”. - Utrzymywał, że chciał uderzyć w bark, ale przez przypadek trafił w głowę – mówi Dorota Kawa, zastępca prokuratora rejonowego w Lublinie.
Choć akt oskarżenia w tej sprawie trafił już do Sądu Rejonowego w Lublinie, prawdopodobnie Kamil O. nie będzie miał procesu. Dobrowolnie poddał się karze. Uzgodnił z prokuratorem, że będzie to 3,5 roku pozbawienia wolności w zawieszeniu na pięć lat. Prokuratura wystąpiła też przeciwko niemu z powództwem cywilnym.
Kamil O. ma zapłacić pobitym mężczyznom 5 tys. i 8 tys. zł. Teraz taką ugodę musi zaakceptować sąd.
Kamil O. studiuje na politechnice. Jako ochroniarz jedynie dorabiał.