Dziewczynka urodzona i porzucona w szpitalu przy ul. Lubartowskiej w Lublinie nie ma jeszcze imienia. Ale ma dużo cioć.
Małgorzata Flis-Gałka, położna oddziałowa delikatnie wyjmuje z łóżeczka krzyczące zawiniątko. - Głodna jest, więc płacze - przytula maleństwo.
Biologiczną matką dziewczynki jest Ukrainka. - Od kilku lat mieszka w Lublinie, sprząta dorywczo, jest stanu wolnego, ma już jedno dziecko - mówi dr Maria Migielska-Wołyniec, ordynator oddziału noworodków.
Lekarka pół żartem dodaje, że jej oddział wyspecjalizował się w opiece nad niechcianymi noworodkami, bo w ubiegłym roku miał ich kilkanaścioro. - Jestem dumna, że wszystkie urodziły się w szpitalu - dodaje. - Ile matek, tyle historii. Wspólne jest zagubienie tych kobiet, samotność, skrzywdzenie przez rodzinę. Nigdy ich nie oceniamy, nie potępiamy.
Barbara Paczos, dyrektor Ośrodka Adopcyjno-Opiekuńczego w Lublinie mówi, że w ubiegłym roku 48 matek zadeklarowało oddanie dziecka, po czym 17 zrezygnowało. - W efekcie 19 noworodków trafiło do adopcji. W tym roku już dwoje dzieci ze szpitali umieściliśmy w pogotowiach opiekuńczych. A trzy ciężarne zgłosiły, że nie biorą dziecka po urodzeniu. To młode dziewczyny, bez środków do życia, a ciąża jest przypadkowa.
Małgorzata Kosela, psycholog z ośrodka w Zamościu mówi, że w ubiegłym roku pięcioro noworodków ze szpitala trafiło do adopcji, w tym roku jedno. W Chełmie w 2006 roku osiem matek zostawiło dzieci. Wszystkie znalazły nowe rodziny.