Część kasztanowców w parku Ludowym choruje po... terapii, która miała zwalczyć szkodnika niszczącego liście.
Chodzi o specjalną folię, którą w ubiegłym roku zostały owinięte pnie wielu lubelskich kasztanowców. Folia była pokryta lepką substancją, do której miały przyczepiać się niewielkie motylki - szrotówki. Larwy tych owadów niszczą liście kasztanów.
Po sezonie lepy natychmiast powinny być usunięte z drzew. Ale nie wszędzie tak się stało. Na części kasztanowców w parku Ludowym folia pozostała jeszcze długo. Dlaczego? - Fakt jest faktem. Zapomnieliśmy o tym - przyznaje Mariusz Piłat, dyrektor Miejskiego Przedsiębiorstwa Zieleni, które na zlecenie Ratusza owijało pnie folią.
Dlaczego stało się inaczej? - Nie umiem tego wyjaśnić. Prawdopodobnie zawiódł nadzór nad wykonywanymi pracami - odpowiada Piłat.
Skutki są opłakane. Wystarczy przyjrzeć się młodziutkim drzewom rosnącym wzdłuż głównej alei parkowej. Na pniach wyraźnie odznaczają się pasy po lepach. Kora jest zniszczona, bo pod folią rozwinęły się grzyby, które zaatakowały drzewa.
W najgorszym stanie jest kasztanowiec rosnący nieopodal placu zabaw. Delikatna kora drzewka zamieniła się w pomarańczowy proszek, który obsypuje się nawet od lekkiego dotknięcia palcem.
Odpowiedzialni za miejską zieleń urzędnicy uważają, że nic się nie stało. - Byłem na miejscu. Problem dotyczy tylko jednego drzewa - twierdzi Marian Stani, dyrektor Wydziału Ochrony Środowiska w Urzędzie Miasta, który nadzoruje akcję zwalczania szrotówka. - Drzewo nie uschło, pąki puściło i będzie normalnie rosło. Nie szukałbym żadnego winnego, bo drzewo żyje.
Dyr. Stani twierdzi, że problem dotyczy tylko jednego drzewa. Jego podwładny i pracownicy MPZ mówią o czterech kasztanowcach. My widzieliśmy ich o więcej, choć nie spenetrowaliśmy całego parku.
Wczoraj pracownicy MPZ zabezpieczali chore miejsca specjalnym preparatem. - Postaramy się, żeby kasztanowce jak najszybciej wyzdrowiały - zapewnia Piłat. Leczenie chorych drzew firma będzie musiała sfinansować sama.