Pacjent z zaburzeniami psychicznymi dotkliwie pobił pielęgniarkę. Dyrektor bagatelizuje sprawę, choć to nie pierwszy taki incydent. Pracownicy boją się rozmawiać o tym z dziennikarzem.
Chociaż wypadek był ponad miesiąc temu, pielęgniarka pracująca w Szpitalu Neuropsychiatrycznym w Lublinie jest ciągle na zwolnieniu lekarskim. Pracownicy szpitala przy ul. Abramowickiej komentują po cichu, że takiej groźnej napaści dawno u nich nie było. Pobita siostra oraz jej koleżanki z oddziału internistycznego, gdzie doszło do wypadku, w ogóle nie chcą rozmawiać. Z lękiem myślą o pójściu do pracy.
Wiemy, że pacjent z oddziału psychiatrycznego, mieszczącego się obok „interny”, dopadł pielęgniarkę na korytarzu. Bił po głowie.
– Miała szczęście, że pacjenci internistyczni jej pomogli – mówi jeden z psychiatrów. – Obrażenia miała na całym ciele, ale głównie na twarzy.
Pobita kobieta wymagała hospitalizacji. Pielęgniarka leżała na oddziale, na którym pracuje. Jego ordynator nie chce rozmawiać. A Edward Lewczuk, dyrektor szpitala, bagatelizuje sprawę. – Niektórzy przesadzają. Podbite oko, ze dwa siniaki, ogólne potłuczenia – lekceważy. – Z pacjenta był kawał chłopa. Dostał szału. A pielęgniarka była drobna.
Dyrektor dodaje, że taka napaść to incydentalny przypadek. Nic nie wspomina o innej groźnej sytuacji, do której doszło na V oddziale psychiatrycznym tego szpitala. Pacjent wpadł w szał. Rzucał w ludzi czym się da, w tym żelazną popielnicą. Dr Marek Bednarski, ordynator oddziału potwierdza: Poturbował cztery osoby: salowych i ochroniarzy. Wzywaliśmy posiłki z innych oddziałów.
Zdaniem dr. Bednarskiego, w szpitalu brakuje personelu do pilnowania chorych. – U mnie na noc zostaje tylko jeden salowy, a pacjentów jest 80. – A przepisy nie pozwalają na użycie środków obezwładniających, chociaż bardzo by się przydały w przypadku pacjentów agresywnych.
– Szpital oszczędza kosztem personelu. Tam, gdzie w zwykłym szpitalu wystarczy 2–3 salowych, w psychiatrycznym potrzeba 10 – uważa inny lekarz.
Dyrektor Lewczuk zaprzecza, jakoby obsada była za mała. – Jest wystarczająca – zapewnia. – A że się zdarzyło pobicie? Taki szpital, takie choroby.
Według dyrektora, pobicie pielęgniarki nie było ciężkie, dlatego nie zostało zgłoszone do inspekcji pracy. Halina Proskura, okręgowy inspektor pracy w Lublinie mówi, że nie zgłoszono również pobicia kilku osób z V oddziału. – A pracodawca ma obowiązek zgłaszać wypadki śmiertelne, z ciężkim uszkodzeniem ciała, zbiorowe – poucza.
Rodzina pobitej pielęgniarki zgłosiła sprawę na policję. Jednak – jak nam przekazał Witold Laskowski z lubelskiej policji – prokuratura umorzyła postępowanie.