Więcej wolnego? Czemu nie. Posłowie rozważają zmianę kodeksu pracy tak, żeby zapewnił nam 36-dniowe wakacje. Nie wiadomo, czy szefowie firm zechcą się do niego stosować. Już teraz niechętnie wysyłają swoich pracowników na urlop.
Przepis mówi jasno - jeśli przepracowaliśmy mniej niż 10 lat, mamy prawo do 20 dni urlopu, jeśli więcej niż 10 - do 26 dni. Pracodawca musi nam udzielić urlopu w tym roku kalendarzowym, w którym nabyliśmy do niego prawo. Ale rzeczywistość nijak ma się do przepisów.
W 2005 roku inspekcja skontrolowała 440 zakłady pracy i poleciła udzielenie zaległych urlopów 4003 pracownikom. Tylko w 3 lubelskich marketach 119 pracowników miało 1247 dni zaległego urlopu. W regionie największe zaległości mieli pracownicy ZPO "Cora-tex” SA Krasnystaw - aż 394 nie wykorzystało swoich urlopów.
Jeśli pracodawca łamie prawa pracowników, inspekcja pracy może wymierzyć mu grzywnę. Ale nawet finansowe kary nie odstraszają szefów. - Co z tego, że kadry nas ponaglają, skoro kierownik nie chce podpisać urlopu i już. Ostatnio były u nas redukcje etatów, zwolniono dwie osoby w dziale. Nawet nie myślimy o urlopach... - mówi Anna, pracownik marketingu w lubelskiej spółce.
Ale myślą politycy. Komisja Kodyfikacyjna Prawa Pracy proponuje wydłużenie urlopów nawet do 36 dni. Posłowie twierdzą, że dłuższy urlop to dobry sposób na walkę z bezrobociem. A pracodawcy załamują ręce. - U nas jest za wysokie bezrobocie, żeby pozwolić sobie na długi urlop! - denerwuje się właściciel prywatnej firmy budowlanej spod Lublina.
Jan Łopata, poseł PSL uważa, że dłuższe urlopy nie zrujnują gospodarki. - W państwach europejskich, gdzie urlopy są dłuższe, wydajność pracy jest większa - twierdzi poseł Łopata.
- Pracą musimy się dzielić, bo jest jej coraz mniej. Jeśli pracownik będzie miał więcej urlopu, to na jego miejsce trzeba będzie zatrudnić dodatkową osobę. Trzeba wydłużyć urlopy i skrócić czas pracy - dodaje Jan Guz, przewodniczący Ogólnopolskiego Porozumienia Związków Zawodowych.
Magdalena Bożko