Albert miał kupić chleb. Skusiły go cukierki. Matka pobiła go za to dotkliwie. Zaprowadziła syna na stację i zostawiła
w poczekalni. Kazała jechać do dziadka mieszkającego
w Świnoujściu.
Malec błąkał się wczoraj po dworcu w Rzeczycy Ziemiańskiej (gm. Trzydnik Duży), aż zainteresowała się nim kasjerka. W ręku ściskał kartkę z adresem dziadka w Świnoujściu. Miał czerwone pręgi na szyi i twarzy. Powiedział, że zbiła go mama.
- Wygoniła mnie z domu - wyjaśnił malec. - Nie chcę tam wracać.
Kasjerka natychmiast zadzwoniła na policję. Nie było problemu z ustaleniem rodziców dziecka.
- Matka wysłała go rano do sklepu - mówi Janusz Majewski z kraśnickiej policji. - Miał kupić chleb i koncentrat pomidorowy. Chleba nie było. Kupił więc koncentrat, a za resztę słodycze. Kiedy wrócił do domu, rozwścieczona matka chwyciła za sznur i zaczęła okładać dziecko, gdzie popadnie. Potem wypędziła Alberta z domu. Policjantom podczas przesłuchania tłumaczyła, że się zdenerwowała.
Chłopiec wyznał, że bicie było na porządku dziennym. - Mówił, że widocznie tak musi być - relacjonują policjanci. - Każde drobne przewinienie kończyło się biciem. Na ciele ma też siniaki świadczące, że obrywał już wcześniej.
Albert mieszka z matką w Rzeczycy Ziemiańskiej, niedaleko stacji kolejowej. Do jesieni ubiegłego roku był u dziadka w Świnoujściu. Kiedy matka sprowadziła się na Lubelszczyznę powtórnie wyszła za mąż.
- Jej mąż miał dwójkę swoich dzieci - mówi Janusz Majewski. - Mają jeszcze jedno wspólne dziecko. Żyli z zasiłku. Nie mieliśmy sygnałów, że w tej rodzinie źle się dzieje.
O katowaniu 5-letniego Alberta nic nie wiedziała również Zofia Dębniewska, sołtys Rzeczycy Ziemiańskiej. - Jestem zszokowana - powiedziała.
Sąsiedzi nie chcieli rozmawiać na temat tej rodziny. Wczoraj Albert po zbadaniu przez lekarza trafił do Domu Pomocy Społecznej w Kraśniku. Matką zajmie się prokurator i sąd rodzinny. Odpowie nie tylko za znęcanie się nad dzieckiem, ale także za pozostawienie go bez opieki. •