Aż 10 proc. środków przeznaczonych na leki pochłaniają refundacje recept wystawianych na inwalidów wojennych. A tych jest zaledwie
6 tysięcy na 2 miliony ubezpieczonych. Kasa chorych zapowiada kontrole w aptekach i u lekarzy.
– Recept było dużo więcej niż przewiduje to średnia – mówi Mirosław Kołodziej, dyr. Departamentu Statystyki i Organizacji Udzielania Świadczeń w LRKCh. – Na pięć, które znaleźliśmy tylko w tej aptece, przepisane były 24 opakowania viagry w sumie na 6 tys. zł. Może było to zasadne w procesie leczenia, a może nie. Wczoraj wkroczyliśmy z kontrolą do gabinetów dwóch lekarzy, którzy wypisali recepty. Wyniki będą znane za kilka dni. Jeżeli okaże się, że recepty sfałszowano, sprawa zostanie skierowana do policji.
Proceder wystawiania drogich leków na inwalidów wojennych uprawnionych do bezpłatnego zaopatrzenia w leki kręci się na dużą skalę. Wśród ponad 2 mln ubezpieczonych LRKCh jest ok. 6 tys. kombatantów.
– Ich jest mało, ale skala refundacji wystawionych na nich recept jest nieproporcjonalnie duża – ocenia dyr. Kołodziej. – Pochłaniają nam ok. 10 proc. pieniędzy z puli wydawanej na recepty.
Jeżeli w ubiegłym roku LRKCh wydała na leki 266 mln zł, to należy przyjąć, że 26,6 mln zł z tej puli poszło na refundację leków dla inwalidów wojennych. LRKCh szacuje, że ok. 2–3 proc. wszystkich recept kombatanckich może być sfałszowanych. Czyli że lekarz wystawia receptę na nazwisko kombatanta, a ten o niczym nie wie.
Prawie w każdym miesiącu kontrole wykrywają fałszywki w aptekach. W maju Dziennik pisał o sprawie lekarza z Kraśnika, który w styczniu i lutym tego roku sfałszował 140 recept, wykorzystując nazwiska dwóch kombatantów. To nie było pierwsze fałszerstwo, jakie miał na swoim koncie. W 2000 roku został oskarżony o sfałszowanie recept na anaboliki na kwotę 83 tys. zł. Sterydy miały być wykorzystywane przez ćwiczących w siłowniach. W maju został skazany przez sąd w Chełmie na dwa lata pozbawienia wolności w zawieszeniu na trzy, grzywnę w wysokości 7,2 tys. zł oraz zakaz wykonywania zawodu przez rok.