Region lubelski ma przed sobą ziemniaczaną przyszłość – uważają naukowcy. To za jakiś czas. A już w tym roku po raz pierwszy od siedmiu sezonów będzie naprawdę dobry ziemniaczany plon.
W tym roku wzrosła również powierzchnia uprawy ziemniaków. Ma to związek z unijnymi dopłatami. Aby dostać pieniądze za powierzchnię uprawy, rolnicy zaorali wszystko, co się dało.
– Co z tego, że ziemniaki obrodziły. Będą tanie, a tanie mięso psy jedzą. Jesienią wszystkie trzeba będzie sprzedać, bo nie ma ich gdzie przechowywać – narzeka Andrzej Bubak, rolnik z powiatu bialskiego. Mówi że pośrednicy płacą zaledwie od 20 do 30 groszy za kilogram. Na targu można dostać od 40 do 60 groszy.
– Nawet do drobnych producentów dociera już, że tylko mając miejsce do przechowywania ziemniaków, mogą naprawdę zarobić. Zimą są najdroższe w hurcie i w detalu – dodaje dr Nowacki.
Naukowiec uważa, że region lubelski ma przed sobą ziemniaczaną przyszłość. Opracowuje projekt rozwoju produkcji ziemniaków w naszym województwie i będzie przekonywał do współpracy Akademię Rolniczą w Lublinie, Wojewódzki Ośrodek Doradztwa Rolniczego i Izbę Rolniczą. Mówi że najważniejsze to zadbać o rynki zbytu za granicą i wybudować przetwórnie.
Program może być strzałem w dziesiątkę, bo na południu Europy, z uwagi na coraz gorętsze i suchsze lata, spada produkcja lubiącej wilgoć i umiarkowane temperatury rośliny. Kupowaniem ziemniaków są zainteresowani Azjaci. – Ostatnio odebrałem z Mołdawii wiadomość: każdą ilość ziemniaka kupię. I jest problem. W Polsce, a wybitnie na Lubelszczyźnie, przeważają drobni producenci. Trudno znaleźć na tym terenie większą ilość produktu pochodzącego z jednej uprawy – mówi dr Nowacki, jednocześnie założyciel i prezes Stowarzyszenia „Polski Ziemniak”. Organizacja dąży do przełamania stereotypu kojarzenia ziemniaka z biedą. – Nie ma się czego wstydzić. Nasz ziemniak jest ceniony z Europie Zachodniej za smak, a spirytus z polskiego ziemniaka jest uważany za szlachetny – podkreśla prezes.