Bezmyślnością popisał się ojciec małego pacjenta DSK i zaparkował na szpitalnym lądowisku dla helikopterów. Śmigłowiec, który właśnie nadleciał, miał niemały problem z bezpiecznym wylądowaniem.
– Wezwaliśmy policję, po numerach rejestracyjnych doszliśmy, kim jest właściciel. Później szukaliśmy go w szpitalu. Jednak śmigłowiec musiał lądować, kiedy samochód jeszcze stał na lądowisku.
Kierowcę udało się znaleźć po kilku minutach na jednym z oddziałów. Przyjechał z chorym dzieckiem na spzitalny oddział ratunkowy. Jednak to go nie usprawiedliwia, będzie musiał ponieść koszty przyjazdu lawety, która została wezwana aby odholować samochód.
– Nie zauważyłem znaku – mówił nam mężczyzna. – Śpieszyło mi się i stanąłem gdzie było wolne miejsce.
– To pierwszy taki przypadek, kiedy ktoś zaparkował na lądowisku – mówi Osińska. – Brama nie jest teraz zamykana, bo ze względu na śnieg i mróz moglibyśmy mieć problem z jej szybkim otwarciem. Rozumiemy rodziców, którym się spieszy, ale nie można tak robić. Każdy z nas może być w sytuacji, kiedy dziecko potrzebuje pilnej pomocy, a nie można jej udzielić bo ktoś zastawił wjazd np. dla karetki.