Zbigniew S. zabrał z kasy zakładowej "Solidarności” 17 tys. zł i mimo wyroku sądowego nie oddał. A teraz został szefem pracowników, którzy przez niego stracili swoje składki.
Zbigniew S. był w 1997 r. z-cą szefa zakładowej "Solidarności”. W tym czasie zabrał z kasy związku 17 tys. zł. Sprawa trafiła do sądu. Wyrok z 1999 r.: pół roku więzienia w zawieszeniu i zobowiązanie do zwrotu pieniędzy. Mimo wyroku Zbigniew S. nadal pracował w spółce.
- Nie chcieliśmy przekreślać człowieka. Daliśmy mu szansę na naprawienie szkody, wierząc, że z pensji będzie spłacał dług - tłumaczy Dariusz Kubel, szef "Solidarności” w "Protektorze”.
Tyle że do dzisiaj Zbigniew S. oddał... 6 tys. zł. Na nic zdały się komornicze nakazy, bo okazało się, że mężczyzna nie ma majątku, a z pensji musi spłacać inne zobowiązania. - Te 11 tys. zł to roczny budżet naszego związku. Z tego kupujemy pracownikom paczki świąteczne, organizujemy wycieczki - mówi Kubel.
Związkowcy pieniędzy nie zobaczyli do dzisiaj. Za to kilka dni temu dowiedzieli się, że Zbigniew S. ma awansować na mistrza 26-osobowego działu.
- Napisaliśmy do zarządu: Nie godzimy się, by naszym zwierzchnikiem był człowiek, który już raz nadużył zaufania i w dodatku nie naprawił błędu. Jesteśmy firmą giełdową, szyjemy buty dla wojska i policji, a w środku tolerowana jest taka nieuczciwość - oburza się jeden z pracowników działu.
Protest poparły obydwa związki zawodowe z "Protektora”. Wtedy zarząd ogłosił konkurs na szefa działu. Zgłosiło się 10 osób. Wśród nich pracownicy z wyższym od S. wykształceniem i doświadczeniem. Ale mistrzem został Zbigniew S. - Ten pan dostał szansę na 3-miesięczny okres próbny - mówi Waldemar Puzichowski, prezes "Protektora”. - To dobry fachowiec i konkretny człowiek. Potrafi utrzymać dyscyplinę.
Prezes Puzichowski nazywa zdefraudowanie przez Zbigniewa S. pieniędzy "błędem, za który poniósł odpowiednią karę”. To że nie oddał długu, ani nawet nie wystąpił o jego rozłożenie na raty, tłumaczy trudną sytuacją życiową mężczyzny. - Za niespełna pół roku ten fakt ulegnie prawnemu zatarciu - dodaje Puzichowski.
Spytaliśmy Zbigniewa S., dlaczego nie oddał pieniędzy i czy zamierza to zrobić. - A co to was obchodzi?! To durne zarzuty! - zdenerwował się Zbigniew S. - I nie chodzi o żadne pieniądze. A poza tym, mam wyrok od komornika, że jestem nieściągalny.