Rodzice nie wiedzieli, do kogo poszedł ich syn. O godz. 22 zgłosili policji zaginięcie chłopca. Wcześniej szukali go na własną rękę. Poszukiwania trwały do godz. 3, a uczestniczyło w nich 25 policjantów, 50 strażaków i sąsiedzi rodziny. Pies tropiący nie podjął śladu. Krok po kroku przeczesano najbliższą okolicę, pola, kompleksy leśne.
Rano poszukiwania, już bez udziału policji, zostały wznowione. Sprawca całego zamieszania pojawił się sam, tłumacząc, że zrobiło się zbyt ciemno i bał się samotnie wracać do domu. Gospodarze nie pomyśleli zaś, by powiadomić o tym rodziców Artura.